sobota, 6 sierpnia 2016

XXXI Rozdział :) 6 sierpień

Hej kochani. Rozdział już skończyłam. Trochę to zajęło ale mam jeszcze kilka w zapasie. :) co o nich myślicie ? Podobają się ? Dajcie znać i zapraszam też do pozostałych :) Pozdrawiam i miłego czytania :*




Dopiero pod wieczór naprawdę się odprężyłam. Na szczęście mała najadła się do syta. Odbiło jej się, nie była już spocona ani rozpalona od gorączki. Zaniosłam ja do sypialni i zawinęłam w kołdrę. Wolno ukołysałam dziecko do snu. Z dumą przyglądałam się córeczce. nie mogłam napatrzeć się an tę maleńkie śliczne paluszki, na ciemny puszek na głowie i okrągłe policzki. Wciąż wydawało mi się to nierzeczywiste ze zostałam matka- ze wydałam na świat maleńkiego człowieka.
Szkoda ze nie może być przy nas cały czas gdy pisze do niego czy dzwonie to cisza. Teksie za nim ale co zrobić. Kocham go wiec czekam z malutka na niego. Kiedy w końcu zostaniemy rodziną? Zadaje sobie to pytanie codziennie.
Śniadanie następnego ranka dobiegło już końca. Mama wróciła z zakupów, podała mi papierową torbę. Podskoczyłam. Tego bym nigdy nie zgadła....Naprawdę nigdy. W reklamówce znajdowała się materiał, piękny biały jedwab.
Taki delikatny, taki lekki, taki cudownie piękny!
- To.. to najpiękniejsze, co kiedy kolwiek widziałam - zawołała Ingrid.
- To na twój ślub. Uszyje ją według twojego wzoru, który widziałaś -powiedziała mama
- Nie trzeba było mamo, ale dziękuje. - odparłam
Pomyłam naczynia wraz z Ingrid i Samem. Później poszliśmy na spacer. Malutka spała spokojnie w wózeczku. Wózek jest cudowny. Zapach wiosny delikatnie drażnił mi nos.
 Lekki wietrzyk chłodził moją twarz.
-Wypatrujesz na kogoś?- zapytałam Ingrid
- Tak miał przyjść Erling. Miałaś go poznać- odparła
Biedna dziewczyna, ledwo żyje ze zdenerwowania. Kiedy Erling w końcu przyszedł, na jego twarzy pojawił się gniew.
Zacisnęłam pięści i ze strachem bałam się odezwać wiec wstałam i poszłam w stronę domu z Samem, a tych dwoje niech sobie porozmawiają. Uderzyło mnie , że Erling jest niebezpieczny. Ingrid będzie biedna jeśli któregos dnia ich miłość się skończy. Postanowiłam przemówić dziewczynie do rozsądku. Wybrałam moment kiedy ta wychodziła z obory pełny,m wiadrem mleka. Pośpieszyłam za nią, a w myślach układały mi się wszystkie mądre słowa, które chciałam jej powiedzieć, ale teraz czułam, że język przywarł mi do podniebienia.
Ingrid uśmiechnęła się nieśmiało. Oparłam się o futrynę i skrzyżowałam ręce je na piersi.
- Chciałam z tobą  porozmawiać- na dźwięk poważnego tonu, przestraszona opuściła ręce.
-Tak!?
- Właściwie to nic mi do tego... Czuje jednak, że powinnam cie przestrzec. Nie znasz Erlinga zbyt długo
- Ach- odetchnęła z ulgą- o nim chcesz rozmawiać?
- Nie wiem czy to rozsądne wiązać się z mężczyzna, którego nie znasz i który nie pracuje.
- Zapewniał mnie, ze zostanie do września i coś znajdzie
- No dobrze- odparłam
- Nie musisz się o mnie martwic- zapewniła - potrafię zadbać o siebie.
Nie często zdarzało się, żeby z nią rozmawiała tak szczerze. Ostatnie zdanie otworzyło mi oczy. A wiec zapewne już nie raz zabawiali się. Ach Ingrid, jak mogła dać tak łatwo się zwieść? Zarumieniłam się, przypomniawszy sobie ze sama uległam Jemu. szybciej niż ona.

Któregoś przed południa, kiedy Sam zachowywał się szczególnie nieznośnie, chwyciłam go mocno za rękę
- Co się z tobą dzieje? Nie pozwolę żebyś zachowywał się wobec mnie tak bezczelnie. Odwróciła się na piecie i poszedł do swojego pokoju.
Nuciłam pod nosem, mieszając w garnku kasze jęczmienna. Kasza bulgotała smakowicie. Zbliżała się pora obiadu. Od bardzo dawna cieszyłam się ze po południu położę się do łóżka. Nie musiałam się nikomu tłumaczyć. Teksaskim za chwilami z ukochanym. Emilia jest już gotowa do snu, a potem sama wślizgnę się do szerokiego łóżka. Będę sobie w nim leżeć wygodnie i w końcu będę mogła przespać cała noc.
Emilia nie zdradzała już najmniejszych objawów choroby, to było cudowne uczucie. Jak niewiele trzeba do szczęścia, wystarczy że maleństwo nie będzie już cierpieć.
Kiedy przeszłam obok Sama natychmiast umilkła. Posłał mi ponure spojrzenie, ale natychmiast udałam ze jestem bardzo zajęta wyjmowaniem z szafy cukru i nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa i odetchnęłam z ulga, kiedy Sam wyszedł z kuchni
Któregoś dnia pod koniec marca, starannie ubrałam ciepło Emilie i poszłyśmy do stajni. Posadziłam dziewczynkę na miękkim sianie. Wiosna była już w pełni. Ptaki kryły się w zielonych pączkach.
Emilia podskakiwała na widok klaczy. Wyglądało na to ze ja już rozpoznaje, bo przy różnych okazjach zabierałam córeczkę ze sobą do stajni. Emilia wyciągała miękkie piąstki w stronę konia. klacz pomrukiwała dobrotliwie i odwracała ku niej głowę. Przysunęłam ostrożnie rączki Emili do pyska zwierzęcia., Nie bałam się, że klacz może ugryźć. Była spokojna i miała łagodny charakter., Emilia zapiszczała z zachwytu, kiedy jej paluszki dotknęły miękki pysk i śmiała się radośnie.
- dobry konik- powiedziałam- ty też bądź dla niej dobra.
Emilia nie zrozumiała co mowie do niej, kiedy mała chciała wepchnąć paluszek w nos klaczy, w końskiej piersi rozległ się głuchy dźwięk a zaraz potem kichnęła z całych sił. Ja i mała zostałyśmy opryskane piana. Mimo woli zacisnęła powieki, ale kiedy zdała sobie sprawę z tego co się stało wybuchnęła śmiechem. Najwyraźniej nie jest już strachliwa. wyrywała się mi z rąk bo chciała dalej głaskać klacz.
- Na dziś wystarczy kochanie, jutro przyjedziemy- uznałam
Mama z smutna mina uspokoiła się ja by mnie zrozumiała teraz.

Brak komentarzy: