niedziela, 29 listopada 2015

29 listopada - Rozdział XI

Hej kochani:)
 Jestem w szoku ze przez jeden dzień aż tysiąc osób zajrzało na mój blog. Dziękuję :)
Jednak podobają się moje wpisy.:) zapraszam do czytania i gorąco pozdrawiam :*




Kiedy się obudziłam dostrzegłam twarz Jego.W domu była cisza. W pewnym momencie odkryłam w sobie talent malarski najwyżej próby, ale szybko dałam sobie spokój. Schodziłam z pietra powoli. W głowie huczało mi od natłoku wrażeń. Myślałam że zaraz zemdleje i w tym samym momencie zrozumiałam, dlaczego mi tak słabo, przestałam oddychać. Zrób wdech, rozkazałam sobie, ale przez jedną straszliwą sekundę nie było żadnego efektu. Moja pierś pozostała płaska jak kartka zatrzaśnięta w książce, a kiedy wreszcie się uniosła, usłyszałam krztuszący kaszel. Wypchnęłam z płuc wciągnięte przed sekunda powietrze i zrobiłam kolejny wdech, już nieco mniej hałasowałam. Przed oczami moimi zawirowały czarne plamy, które po chwili zniknęły. Pomyślałam o Jasiu. Dobrze pamiętam twarz jego była mała i chuda. Włosów nie miał prawie wcale ale prześwitywały mu gdzie niegadzie jasne, rzadkie kosmyki. Pewnie zawsze upadał na zdrowiu. Ojciec był na rządowym stanowisku, wiecznie zapracowany. Uszykowałam się poszłam do szkoły. Powietrze w małej sali było niebieski od dymu, ponieważ wcześniejsza klasa robiła eksperymenty. Kama siedziała u szczytu stołu. Obserwowała swoich kolegów. Piecu chłopaków i jedna dziewczyna i w tym gronie był on uśmiechnął się do mnie i zobaczył niepokój w moich oczach. No własnie, oto kolejny problem. Gdy wszyscy zajęli miejsca, nauczyciel podszedł do mnie i się odezwał:
- Charlie idź do dyrektora.
Byłam bardzo zdziwiona, co chce ode mnie, przecież nic nie zrobiłam. Nie byłam zachwycona, żeby iść tam. Zapukałam i weszłam do środka.
- Mam dla Ciebie złe wiadomości, osiądź proszę.
- Co takiego?- zapytałam
- Dzwoniła twoja mama żeby zawiadomić i przekazać tobie, że jedzie do cioci Mary. Twój brat jest chory.
Ale jak to możliwe, krótko po urodzinach w październiku nabawił się suchego kaszlu, który nie chciał ustąpić. Ciocia pewno zaniepokoiła się. Gdy się podniosłam, nogi zupełnie odmówiły mi posłuszeństwa i potknęłam się i z płaczem wybiegłam na korytarz, oczywiście wpadając w ramiona jego.
- Jedziemy od razu, wiozłem twoje rzeczy.
 Miał na sobie tylko obcisły szary podkoszulek z okrągłym dekoltem i długim rękawem. Pędziliśmy przez mgle z zawrotna prędkością. Czułam się nie co gorzej, niż zazwyczaj. Czekałam w napięciu aż się odezwie.
- Denerwujesz się?
- W tym cały problem ze nie wiem.
Zatrzymaliśmy się w mieście, najkrócej, jak się dało, starając się nie wzbudzać w innych podejrzeń.
- Jesteś głodna?
- Tak trochę, ale zjesz też coś?
- Ok.
Patrzyłam jak wysiada z samochodu i poszłam w jego ślady. Gdy zjedliśmy dostrzegłam że tą ulicą jeździ jednak dużo samochodów.Wskazówki zegara pokazywały pięć po trzeciej. Przejechaliśmy jeszcze ćwierć mili, minął zakręt i zobaczyliśmy jeszcze drogę. Kiedyś za drzew pokazał się dom ciotki. Mama wyszła nam na powitanie.
- Zamartwiałam się, gdy dyrektor mi wszystko powiedział.
- W porządku. Nie przejmuj się już jest dobrze- odparła.
- A gdzie jest mały? -spytałam
-W szpitalu, możemy od razu pojechać do niego.
Dziesięć minut później byliśmy już wszyscy na miejscu. Tak się złożyło, że z gabinetu doktora wyszła ciocia. Mały no już nie ze taki mały jak pamiętam, miał 11 lat. Wyglądał na zdrowego jak nigdy w życiu. Gdy mnie zobaczył zaczął się cieszyć. Dostrzegłam że nie ma prawej nogi, a z pod piżamy wystaje kikut.
- Cześć Charlie- zawołał
- Cześć maluchu- powiedziałam i go ucałowałam - Jak się czujesz?
-Dobrze tylko teraz nie będę mógł grać w piłkę.
W czasie naszej rozmowy weszła pielęgniarka, podała termometr małemu, zmierzyła puls.
- A teraz zobaczymy kikut.- uprzedziła
- Tylko lekko.
- Postaram się.
Usiadł wyprostowany na łóżku, chwycił mnie jedną dłonią za ramie.
- Boli? -spytała pielęgniarka
- Nie.
- W porządku. Nie odwracaj głowy, patrz prosto. a czujesz moją dłoń?
-Tak. Lekki nacisk.
- A teraz?
- Też, dalej tak samo?
- Możesz już spojrzeć.
Spojrzeliśmy, jedna dłoń pielęgniarki dalej spoczywała na łóżku, a druga trzymała w kieszeni. Daleko od kikuta.
- Oj-mruknął
- Nie przejmuj się, doznanie fantomowe to normalna rzecz po amputacji. Zaczęło mnie tylko zastanawiać tempo gojenia. i brak bólu

Sam długo spał. Kupiłam na jednej ze stacji koszyk ze śniadaniem, w którym był kurczak. Chleb z masłem i gorąca herbata. Deszcz padał bardziej zawzięcie niż przedtem. A na dworze każdy był ubrany w płaszcz.Lśniące i ociekające od deszczu. Mały siedział i rozkoszował się swoja herbata i kurczakiem. Zjadł dużo i po  czy, zrobił się senny i zasnął a jak siedziałam i przyglądałam się kikutowi. Nie budząc go wyszłam. Po opuszczeniu parkingu szpitalnego, podziwiałam widoki, minęłam kościół, domek w rodzaju okna wystawowego z zabawkami, słodyczami i jeszcze z rozmaitymi przedmiotami na sprzedaż. Później wjechałam w zakręt i prosta droga do domku cioci. Po cichu weszłam do domu, usłyszałam jak rozmawiają ze sobą, że Samowi się pogorszyło.
- Powiedzcie mi co jest małemu?- krzyknęłam
-Skarbie miał raka,ale chyba ma przerzuty na płuca - odparła mama.
W taki sposób dowiedziałam się co jest. Po otrzymaniu odpowiedzi poszłam do pokoju. Wzięłam długopis i kilka kartek. Udało mi się wreszcie wyrzucić z siebie te wszystkie smutki, moje wspomnienia i koszmary. Dochodziła czwarta nad ranem, zwinęłam kartki i wsadziłam je w plastikowa okładkę. Ja już lepiej się czułam po tym wszystkim.Ciocia jednak się pomyliła mały był zdrowy, przerzutów nie było jak za sprawą czarodziejskiej różdżki zniknęły. Mały też się czuł dobrze, wiec został wypisany do domu.

sobota, 28 listopada 2015

28 listopada- Rozdział X

 Hej kochani :) Dziękuję za tyle wejść do mnie :) Jednak ktoś czyta moje posty.
 Trochę szybko kolejny rozdział, ale mam czas wiec nadrabiam zaległości dla was. A we wszystkim    pomaga mocna kawa i duża czekolada ale nie jedna tylko dwie:( po prostu koszmar. Mój facet  mi wczoraj przypomniał o niej wiec dzisiaj kupiłam milke toffi wholenut i tak siedzę i pisze :)
 Zapraszam do wcześniejszych rozdziałów i postów. :)





Kiedy następnego ranka otworzyłam oczy i coś mi się nie zgadzało. Było jakoś jaśniej, w dodatku zdawałam sobie sprawę, że na zewnątrz nie zalega mgła. Zjadłam miskę płatków i wypiłam trochę soku pomarańczowego. Uważałam, że poprzedniego dnia zrobiłam z siebie idiotkę i powinnam raczej zacząć unikać. To było podejrzane. Zdawałam sobie sprawę, że to facet z innej bajki. Dzień zapowiadał się koszmarnie. W drodze do nowej szkoły. Nareszcie zapomniałam na jakiś czas o leku. Nigdy wcześniej nie miałam takiego powodzenia u chłopaków, choć przecież od wyjazdu Bartka nic nie zmieniło się wcale fizycznie. Po prostu moi starzy koledzy traktowali mnie wciąż jak zgrabna małolata. Rzadko widywałam nowe twarze. Chyba jednak wolałam kiedy nie zwracano na mnie uwagi. Mój samochód dobrze się spisywał na lodzie. Mimo to jechałam bardzo wolno, nie chcąc doprowadzić do karambolu. Gdy wysiadłam pod szkołą, zobaczyłam czemu zawdzięczam tę niezwykła przyczepność. Minęło mi coś srebrnego. Podeszłam do tylnich kół sprawdzić co to. Cały czas trzymałam się wozu. okazało się, że każda opona owinięta jest siatka cienkich łańcuszków. Mama musiała wstać Bóg wie jak wcześnie, żeby zamontować to zabezpieczenie. Cztery auta dalej stało i wpatrywał się we mnie z przerażeniem w oczach.Podeszłam do schodów. Dostrzegłam ze są oblodzone lodem wiec próbowałam pomału wejść na nie zęby nie spaść. Ale ze mnie zawsze niezdara była wiec spadłam.
- Charlie. Nic ci nie jest?
- Nie - mój głos brzmiał jakoś dziwnie. Chciałam usiąść, kiedy zdałam siebie sprawę ze trzymał mnie cały czas w żelaznym uścisku
- Uważaj- ostrzegł mnie, widząc ze staram się podnieść.- sadze ze uderzyłaś się w głowę naprawdę mocno.
Dopiero gdy wyprostowałam się poczułam silny ból nad prawym uchem.
-Auu!!- syknęłam zaskoczona.
usłyszałam po chwili wycie syren. Powiedział ekipie ratunkowej ze uderzyłam się w głowę i ze mogę mieć wstrząs mózgu. W szpitalu lekarz mnie zbadał i oznajmił.
- A zatem panno..- powiedział niezwykle sympatycznym głosem - jak się czujesz?
- Dobrze.- odparłam
- Wszystko wyszło dobrze, głowa ciebie nie boli?
-Nie. Nic mi nie jest- odparłam- mogę już iść do domu.
- Jeśli będziesz czuła się gorzej lub będziesz miała zawroty głowy głowy wróć z powrotem do szpitala - powiedział lekarz.
- Dobrze. Dziękuje i odwidzenia.
Mama zaczepiła lekarza z prośba o szczegóły . nie słyszałam o czym rozmawiają.
Zeszłam z łózka szpitalnego i wzięłam swoja kurtkę i gdy odwróciła się plecami do wyjścia podeszłam do mnie.
- Jak się czujesz?
- Dobrze. Możemy pogadać?- spytałam
- Tak. A o czym? Co chcesz ode mnie wyciągnąć?
- Uratowałeś mi życie, ale jak to możliwe stałeś daleko ode mnie.
- Zdaje ci się, szedłem za tobą, akurat jak się poślizgnęłam byłem tuż za tobą. A co według ciebie wydarzyło?
- Wiem, tylko że nie stałeś blisko mnie tylko koło swojego samochodu.
Bez słowa wyjaśnienia wsiadł do samochodu i odjechał.  usiłowałam znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie.
Wiedziałam już przynajmniej, że nie zwariowałam jakim cudeml mnie uratował.



Pierwszy tydzień po wypadku był dla mnie trudny, pełen napięcia niezwykle krepujące. Po powrocie do szkoły, znalazłam się w centrum uwagi. Starałam się żeby moje historyjki brzmiały przekonująco, ale wszyscy inni twierdzili, ze nie wiedzieli co jest ze mną, dopóki nie zobaczyli mnie w szkole.  Siedziałam tam, gdzie zawsze, nie jadłam lanczu. Na lekcji siedziałam jak najdalej było tylko możliwe.

Zaciskałam dłonie w pięści. Bardzo pragnęłam z nim porozmawiać. Zjawiłam się w sali on już był w ławce, patrzył prosto przed siebie. Siadając, myślałam że spojrzy się w moją stronę, ale zdawał się nie zauważyć.
- Cześć -powiedziałam
Odwrócił się i tylko popatrzył na mnie. Udało mi się nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. Nauczyciel prosił nas o oddanie wypracowań. Martwiłam się co ja zrobiłam nie tak, niemalże podskoczyłam na krześle gdy nauczyciel się do mnie odezwał.
- O czym mowie dokładnie Charlie? -spytał nauczyciel.
Pokręciłam przecząco głowa. Gdy wyszłam do sali od polskiego, Kama czekała już za mną.
- Jedziesz dzisiaj ze mną do sklepu?- spytała- coś się stało?
- Nie nic. Może tylko ze sie do mnie nie odzywa.
- Czemu?- spytała
- Nie wiem. Nawet nie odpowiedział na moje ,,cześć''
- Daj spokój z nim, nie jest tego wart
Cała drogę do sklepu rozmawiałyśmy. Po zakupach odwiozłam Kamę do domu. Zjadłam kolacje i poszłam spać.



Znalazłam dorywcza prace żeby nie siedzieć w domu i nie myśleć o nim, Kama pracowała już tam wcześniej, bo kierownikiem był jej ojciec. Gdy weszłam do sklepu  ojciec Kamy krzyczał na nią, po chwili się wtrąciłam do rozmowy.
- Niech pan przestanie krzyczeć, klientów odstrasza to. - krzyknęłam
- Zamknij się- wrzasnął.
-Pana interes ledwo zipie, bo nikt nie chce mieć z panem do czynienia! Córka pana się boi.
Chyba przesadziłam. Żyła pulsowała mu w skroni, a ja zastanawiałam się czy przypadkiem nie dostanie zawału. Najwyraźniej odjęło mu mowę.
- A co cię to obchodzi?- syknął - Trzymaj się z daleka od mojej córki.
Zamurowało mnie. Byłam naiwna, spodziewałam się ze zostanę zwolniona. Po tej awanturze, pracowałam inaczej niż Kama. Mijałyśmy się tylko. Kiedy znalazłam się z dala od sklepu, zatrzymałam się. Samochód został w tyle i poszłam w niewłaściwym kierunku. Nie było mowy, żebym jeszcze raz przeszła obok jasno oświetlonej wystawy. Zła i zdenerwowana. Miałam tak bladą twarz, jakby odpłynęła z niej cała krew. Zobaczyłam, ze jestem przy spożywczym sklepie, wiec weszłam do środka. Skierowałam się do działu że słodyczami po krótkich męczarniach zdecydowałam się na cukierki o smaku kwaśnych jabłek. Dziwnie się nazywają i nie umiem tej nazwy nawet wymówić. Przy kasie, kiedy podawałam kasjerce pieniądze, zerknęłam w dział ze słodyczami. Dostrzegłam znajomy błysk. To był on. Kasjerka wydała mi resztę, starałam się nie stracić go z oczu. Wyszłam swobodnie przed drzwi, a potem ostro skręciłam w prawo.
-Charlie! - Byłam zła na siebie że ten głos budzi we mnie takie uczucie, jak bym znała go całe życie. Odwróciłam  się niechętnie, miałam się nie baczności.
- Co? - powiedziałam w końcu- Teraz chce ci się ze mną gadać?
- Nie, nie za bardzo- przyznał, jego wargi zaradzały i się uśmiechnął.
- No to, o co ci chodzi?- warknęłam
- Moje zachowanie jest karygodne. Ale uwierz to najlepsze rozwiązanie.
- Nie rozumiem- odparłam
- Lepiej będzie , jeśli nie będziemy utrzymywać ze sobą bliższego kontaktu- wyjaśnił.
- Szkoda tylko ze dopiero teraz na to wpadłeś- wycedziłam
 Moje zdanie go bardzo zaskoczyło. Patrzył z niedowierzaniem. W końcu zebrałam się i odeszłam kawałek. Kad razu zastawił mi drogę.
- To kwaśne jabłka- powiedział i wziął ode mnie cukierka.
- Dzięki ze spytałeś.
Znów wzruszył ramionami i włożył sobie cukierka do ust.
- I.. co porabiasz? - spytał
Zdziwiona odpowiedziałam;
- To co zwykle, idę do domu- odparłam
- Myślałem ze może chcesz stąd się wyrwać,uciec od ludzi-szepnął
Przewróciłam oczami. Płatki śniegu padały mi an głowę i roztapiały się na włosach. Było wyjątkowo zimno. Normalny człowiek w tej chwili uświadomiły sobie ze popełniłam błąd by się wycofać. Ale nie ja.
- Z chęcią - odparła,
Zaśmiał się
-Proszę.- zawrócił i otworzył mi drzwi od samochodu.
Męczący dzień gdzieś odpłynął. Ciało się rozluźniło, ramiona wyprostowały. Ta chwila była idealna. Wyprostowałam się, czując wzrok jego. Musiałam sobie poradzić z ogromnym pragnieniem dorwania się do obcego faceta, którego nawet nie znałam
- Zapnij pasy- powiedział
Poszliśmy do knajpy zjeść coś, jak to po za sezonem świeciły pustkami. Kelnerka zmierzyła go od stóp do głów, po czym przywitała się z serdecznym uśmiechem.
-Prosimy stolik dla dwojga, zależałoby nam na większej prywatności- odparł
- Oczywiście- odparła kobieta i poszliśmy za nią- czy to państwu odpowiada?
-Idealnie- posłał jej oszałamiający uśmiech
Po złożeniu zamówienia, kelnerka przyniosła koszyk z pieczywem.
- Zimno ci?- zapytał troskliwie.
- Tak trochę, nie wzięłam kurtki ze swojego samochodu.
Zaczął zdejmować swoją kurtkę, miała niesamowicie cudowny zapach.
- Wszystko w porządku?- spytał - Przez chwile wyglądałaś na bardzo zdenerwowaną.
- Tak w porządku- odparłam nieprzekonująco.
- Nie słyszę twoich myśli.- odparł.
- Zawsze tak masz?
- Nie robię tego celowo- przyznał
Gdyby wiedział co mi się przydarzyło, zostawiłby mnie. Zorientowałam się, ze przygląda mi się
- Czy mogę Ci zadać jedno pytanie?- poprosiłam
- Za chwile odparł- weź swoje rzeczy i choć do samochodu.
Pędziliśmy z nadmierną prędkością jakaś pusta ulicą i zdawał się nie zwracać najmniejszej uwagi na to co dzieje się na drodze.
- Tylko jedno - podkreślił
- hmmm . Mówiłeś że nie słyszysz moich myśli. Jak to działa? Potrafisz prześwietlić każdego, niezależnie od tego gdzie jesteś? Jak to robisz? Czy tez twoja rodzina tak umie?
- To więcej niż jedno- wytknął mi- Prócz mnie nikt z rodziny tego nie potrafi. Musze znajdować się dość blisko.
- Jak sadzisz, dlaczego mnie nie słyszysz?
Patrzył na mnie zagadkowym wyrazem twarzy.
- Nie wiem. Jednym wytłumaczeniem na które wpadłem. jest to ze twój umysł odpiera to.
- Czyli mój mózg nie pracuje normalnie?- przejęłam się tym bardziej, niżby wypadało.
Potem wysiadłam, niezdarnie. Opierałam się o maskę samochodu i patrzyłam na jezioro.
- Nie obchodzi mnie kim jesteś.- odparłam pogodnie
- To naprawdę nie ma znaczenia?
Pokiwałam przecząco głową.
Milczeliśmy dłuższa chwile. Przygryzłam wargi. Dobrze że nie mógł mi czytać w umyśle. Po chwili siedzenia, w końcu jechaliśmy bardzo szybko, że lada chwila powinniśmy być na miejscu. Przypadkiem zerknęłam na szybkościomierz.
- Matko Boska! - zawołałam - Natychmiast zwolnij!
- Coś nie tak? - zapytał zdumiony.
- Jedziemy sto sześćdziesiąt na godzinę- wciąż nie mogłam się uspokoić. Rozejrzałam się spanikowana, ale w ciemnościach nic nie było widać.
-Uwierz mi nic nam nie grozi.
Podjechaliśmy już pod nasze domy, w oknie świeciła lampa, ale nie było mi spieszno do wyjścia.
- Słowo honoru, że będziesz jutro w szkole?- spytałam .
-Słowo będę.
Zastanawiałam się nad tym przez chwile, pokiwałam głową, po czym zdjęłam pożyczoną kurtkę.
- Zatrzymaj ja.  Nie będziesz miała w co rano się obrać.
- Nie chce się tłumaczyć mamie- wyjaśniłam.
- Jasne.
Nadal nie chciało mi się wysiadać, choć trzymałam już dłoń na klamce, próbując jakoś przedłożyć wieczór.
- Charlie?- zawołał zmienionym głosem
- Tak?- odwróciłam się w jego stronę.
- Obiecasz mi coś?
- Oczywiście- natychmiast pożałowałam tej przedwczesnej zgody.
- nie choć sama po ciemku!-powiedział stanowczo.
- Nie ma sprawy- odparłam i się uśmiechnęłam
- Do jutra- rzucił.
- Cześć
- Miłych snów- powiedział
Kamil zgasił silnik. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak jest mi zimno. Sięgnęłam po klucze i otworzyłam drzwi.
- To ty Charlie?- zawołała mama z salonu.
- Cześć mamo- weszłam do pokoju żeby się przywitać.
- Wcześnie wróciłaś- odparła
- Naprawdę?- odparłam zdziwiona
- Jeszcze nie ma ósmej. Jak w pracy?
- Było super.
Nadal nie mogłam dojść do siebie. Napiłam się soku, zrobiłam sobie kolacje. Wzięłam ja i powili weszłam po schodach, coraz bardziej zmęczona. Dopiero parząca woda prysznica otrzeźwiła mnie. W końcu musiałam wyjść, bo sączyła się ciepła woda. Owinąwszy się zaraz starannie ręcznikiem. Przeszłam do pokoju i szybko przebrałam się w piżamę i zjadłam jeszcze ciepła kolacje. Wskoczyłam do zimnego  łóżka.
Wiatr gwałtownymi porywami uderzał o ścianę. Tysiące myśli wirowało mi w głowie, byłam niemal sztywna ze strachu. Wiedziała, że czas nagli, bo rano trzeba było wstać do szkoły. Wiec przykryłam się i zasnęłam

piątek, 27 listopada 2015

27 listopada - Rozdział IX

Hej kochani:)
W końcu coś dodaje z nowych rozdziałów :)
Zapraszam też do wcześniejszych :) 
Proszę :*





Mama oznajmiła mi że jedziemy na wakacje .Same we dwie. Bałam się co na to Bartek powie. Było mi trochę przykro ze aż dwa tygodnie mnie nie będzie widział. Wiec pospiesznie się spakowałyśmy i ruszyłyśmy. Jadąc  szeroko otworzyłyśmy samochodowe okna. Było dwadzieścia cztery stopnie w cieniu przy absolutnie bezwietrznym niebie. Miałam na sobie moja ulubiona koszulkę bez rękawów, z białej koronki. Droga była bardzo mecząca ale dużo zobaczyłam. Jezioro.... Bardzo głębokie i długie, to jest najpiękniejsze miejsce. Ciemnogranatowa, zapewne zimna, jakby posrebrzana na powierzchni, na wodzie gdzieniegdzie można dostrzec duże pływające kwiaty. Drzewa odbijające się od tafli jeziora, las jakby wychodził po za brzegi, zwłaszcza duże pnie. Stojąc na brzegu były widać wysokie góry. Z zapartym tchem podziwiałam rozciągający się przede mną krajobraz. 
Zatrzymałam się nad brzegiem stromego urwiska. Nigdy nie ujrzałam czegoś tak pięknego. Oczy mi iskrzyły, nogi uginały się pode mną. Ręce trzęsły się ze wzruszenia, a serce biło tak mocno, jakby chciała wyskoczyć z piersi. Widok był  cudowny. Pojechałyśmy dalej. Widziałam ruchome wydmy. Poczułyśmy się tam jak na prawdziwej pustyni, rozciągały się łagodnie pofalowane wzgórze czystego, białego piasku. Wiatr rzeźbił w nim rożne wzory, błyskawicznie zasypując ślady pozostawione przez ludzi i zwierzęta. Nie było tutaj żadnych roślin. Ten krajobraz który jest niesamowity, zmienia się z dnia na dzień. Widziałam zamek budowany ponad 100 lat temu, miał wysokie wierze i bardzo duże wysokie okna, zakończone ostrymi lukami.
Dojechałyśmy w końcu do pensjonatu, znajdował się we wschodniej części. W pięknym nadmorskim parku, w którym przeważają prawie stuletnie sosny. Byłyśmy od morza ok 70 metrów. Można wiec powiedzieć ze jest położony prawie przy samej plaży. Spokojna drogą zeszłam bezpośrednio na plaże dosłownie w kilka minut. Brzegiem można było dojść nad ,,czerwona rzekę'', oddalona od pensjonatu. Idąc na zachód można dojść do centrum mimista. W pensjonacie było tylko 16 pokoi, dwa trzy i cztero osobowe w większości z balkonami.  
Na ogromnym terenie znajdował się plac zabaw dla dzieci. Grill, miejsce parkingowe oraz internet bezprzewodowy. Tego własnie tutaj szukałam. Byłam mocno zmęczona wiec poszłam się szybko wykapać. Drzwi się ostrzyły, stała w nich mama. Wyglądała pięknie w purpurowym szlafroku. Roześmiała się, kiedy zobaczyła mnie siedząca na łóżku.
- Wiedziałam ze się tu czaisz.
- Co się pod spod wkłada? - spytałam, wyciągając szlafrok- Myślę o piżamie z długim rękawem.
- A po co w ogolę coś pod to zakładać- mama uśmiechnęła się promiennie
- O nie!- moje oczy rozbłysły z przerażenia
- bla bla bla
- Będzie mi zimno- zauważyłam
- Nie poczujesz- obiecała
-Chyba nie chcesz powiedzieć mamo ze mam być pod tym zupełnie naga?
Mama cmoknęła i wyszła. kiedy szlam korytarzem zacisnęłam zęby.
Na kolacji czułam się głupio i byłam zawstydzona z powodu szlafroka. Mimo ze wszyscy je włożyli. Były w rożnych kolorach.
Starsza pani miała srebrzystoszary jak jej włosy, jej maż intensywnie błękitny. Następne małżeństwo. trochę młodsze, czterdziestoletnia kobita ciemny a jej maż szmaragdowozielony. Młody chłopak Julian czerwony. Wniosłam wymownie brwi , biorąc duży łyk szampana.
Rozejrzałam się dookoła i zorientowałam się ze tylko ja jestem ubrana na biało i tylko ja miałam cienka wełniana apaszkę ciasno owinięta wokół nadgarstka. Wiedziałam ze bez niej nie wyjdę z pokoju.
-Podaj mi ciecierzyce- poprosił Julian. 
Siedział po prawej stronie. W jego głosie słychać było echo.
Pozostali roześmiali się i uderzyli kieliszkami. Zobaczyłam mój kieliszek z szampanem i chwyciłam go . Szampan powinno się sączyć ale nie miałam alkoholu u ustach od prawie dwóch lat. Wypiłam go bardzo szybko. Mama uśmiechnęła się promiennie i napełniła mi z powrotem kieliszek. 
- Delektuj się nim- powiedziała mama-i nie spiesz się.
Wzięłam łyk jak prawdziwa dama i odstawiłam kieliszek, przekonana ze jest to najlepsze jakie piłam. Było cudowne i delikatne jak skrzyżowanie motyla z osa. Ktoś otarła się o mnie, przeskakując ławkę zęby usiąść. Nie musiałam unosić wzroku, zęby wiedzieć ze to Bartek. Twarz od razu mi się rozpromieniła, kiedy katem oka zobaczyłam jego. Jego szlafrok był w kolorze ciemnego bursztynu. Szybko nabrałam duszonych warzyw z największego półmiska i wrzuciłam sobie na talerz. 
-Spodziewałam się, ze szybko przyjedziesz- powiedziałam
- Zależy mi ,wiec jestem.
Już miałam zapytać czy idziemy się przejść ale odezwała się mama;
-Jedz i uciekaj!
Jej słowa były bardzo zrozumiałe i mówiła całkiem poważnie. Bartek rozprostował jedna dłoń i chwycił widelec i zaczął zajadać. Wyglądało na to ze to ja byłam najbardziej nieufna osobą na świecie. A on był najfajniejszym facetem. Miałam zamiar iść spać przed dwunasta i odpuścić sobie wszystko. Nasza dwójka stanęła obok Ogniska, wpatrując się w hipnotyzujące płomienie, które lizały suche drewno i skarały się po jego krawędziach jak kot, a potem je pożerały. Tak jak przypuszczałam było potwornie zimno. Wyciągnęłam ręce w stronę ogniska, ale i tal drżałam z zimna.
- Za chwile nie będziesz czuła chłodu- powiedział.
Policzki mi zapłoniły z wrażenia. 
- Charlie- powiedział
- Tak?
- Nie ma sensu żebym ciebie dłużej zwodził, wyjeżdżam do pracy...
Jego słowa zbiły mnie z tropu. Czułam ze muszę uciec od tego. Przyciągnął mnie do siebie a ja wyswobodziłam się z jego objęć. Ruszyłam w stronę swojego pokoju, szybkim krokiem. Nie interesowało mnie czy on idzie czy nie. Wierzcie albo nie, ale on naprawdę mi pomógł w trudnych sprawach.Wiedziałam ze nic się nie wydarzy bo czekałam na odpowiedniego faceta który będzie ze mną nawet jak nie będzie seksu. Położyłam się wściekła do łózka i zeznałam.
Gdy wróciliśmy po wakacjach do domu była połowa grudnia. Nie chodziłam już do szkoły ale miałam zamiar iść na studia. Cóż to dalsze plany. Wzięłam oliwkę do skórek i wylałam odrobinę na szmateczkę. Czytaliście kiedyś może ze ludzie Dożywają ponad stu lat. Tak czy siak, beznadziejna sprawa. Zresztą kto wie! Może tez będę tyle żyła . Za oknem zobaczyłam nowych sąsiadów.
- Och, jaki ładny dom- usłyszałam głos Małgorzaty.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę na kogo patrze. Przystojnego mężczyznę. Nie miałam jednak ich poznawać, chwyciłam szybko kieliszek i nosem wciągnęłam słodki, bogaty zapach. Wzięłam łyk i pozwoliłam pozostać w ustach. Ale to wino było cudowne. Starałam nie myśleć co było kiedyś. Zaczęłam gotować obiad. Pomieszczenie wypełniało się zapachem pieczonego mięsa, od którego zaburczało mi w brzuchu. Pokroiłam warzywa. Później oprószyłam maka stół. Wzięłam plastikowy pojemnik z wyrośniętym ciastem i zabrałam się do formowania bułeczek.
- Cześć!- zawołał  Jaś, aż podskoczyłam tak się przestraszyłam.
- Cześć- pomyślałam  skąd się on zwiło.
- Przeprowadziliśmy się obok- odparł
Oczy Jasia wyraźnie się powiększyły na widok słodkich bułeczek.
- Zaraz wyciągnę z piekarnika ciepłe bułeczki, chciałbyś spróbować?
- Tak! chce- odparł z radością
Wyjęłam z piekarnika formę i chwile musieliśmy odczekać, aż ostygną. Wziął jedna i zaczął jeść.
-Jasiek gdzie ty jesteś? - krzyczała zdenerwowana Małgorzata.
Otworzyłam drzwi i poinformowałam ze mały jest u mnie.
-Przepraszam bardzo za tego małego urwisa- odparła
- A nic się nie stało
- Choć do domu- powiedziała jego mama
Mały z bułka w reku wyszedł szczęśliwy na taras.
- Może państwo są głodni. Zrobiłam obiad zapraszam.
- Z chęcią przyjmiemy zaproszenie, bo my nic nie wzięliśmy ze sobą.
Cały czas z Małgorzata Rozmawialiśmy, ojciec Jaśka nic się nie odzywał tylko kiwał czasem głową. Kamil tak miał na imię, przystojniak którego widziałam kiedyś w szpitalu.
- Jest nadzieja na deser?- zapytał jasiek
- Przestań nie wolno tak- odpowiedział Kamil
- Brdzie coś czekoladowego. hmm może być budyń?- odparłam
- Wspaniale -obdarzył nas szeroki uśmiechem
Zrobiłam budyń , zjedli go z apetytem. Podziękowali mi za pyszny obiad i zaprosili do siebie jak tylko się urządza . Od tego momentu wszystko potoczyło się inaczej niż planowałam.









czwartek, 19 listopada 2015

19.11.2015

Hej kochani :) 
Nowe bransoletki już zrobione :)
Ciąg dalszy będzie na pewno.
Zapraszam do wcześniejszych postów i dziękuje za mile komentarze...
Pozdrawiam cieplutko :*





poniedziałek, 16 listopada 2015

16.11.2015

Hej kochani. Co u was slychac. Jak przygotowania do świąt ida:)  u mnie jak narazie pomału. Ale swieta juz tusz tusz. Nowa praca. Zrobilam z koralikow maly obrus. :) zapraszam do wczesniejszych postow :)
 











czwartek, 12 listopada 2015

12.11.2015

                                                   Hej kochani :)
 Trochę prac mam zaczętych ale nie skaczonych.. Coraz więcej mam czytelników i więcej komentarzy. Ciesze się z tego. A co powiecie o rozdziałach podobają się czy nie ? jestem ciekawa waszego zdania:) 
Bransoletki pewno znajdziecie wcześniejszych postach zapraszam :)









środa, 4 listopada 2015

04.11.2015

Hej kochani. Nowa poduszka juz jest zrobiona:)  nameczylam sie przy niej troche. Koraliki sa zwykle zamowione z allegro, nic szczegolnego. Teraz czas na jakies ozdoby swiateczne:)  zapraszam do wczesniejszych postow :)