poniedziałek, 27 lipca 2015

27 lipiec - Rozdział IV


Hej robaczki :)




Był piękny słoneczny dzień, szłyśmy z Kama w milczeniu do szkoły. Każdy w szkole patrzył się na nas bardzo dziwnie. Stojąc przy szafce słyszałam jak jakieś dziewczyny rozmawiają o tym zdarzeniu, zdziwiona nic nie powiedziałam, poszłam na język polski. Pani znów marudziła o głupotach, nie byłam tym zainteresowana wiec zaczęłam się zastanawiać nad swoim życiem, później matematyka i informatyka,w-f. Do domu. Następnego dnia znowu pierwszy był polski. niestety;/ nie lubię tego przedmiotu.W tej samej chwili wszedł dyrektor z nowym uczniem.
- Przepraszam ale macie nowego ucznia nazywa się Tom, zajmij wolne miejsce.
Pech chciał że w całej klasie tylko było jedno wolne miejsce obok mnie..
- Cześć można- zapytał i usiadł.
- Cześć, tak siadaj- odpowiedziałam.
Byłam bardzo zdenerwowana. Siedział obok mnie. Chłopak moich marzeń. Był najprzystojniejszy, najpiękniejszy, najbardziej wyjątkowym facetem jakiego widziałam w swoim życiu. Kiedy tak na niego patrzyłam doznawałam zawrotu głowy. Miałam wrażenie, że głos Toma był niski. Zadzwonił dzwonek, koniec lekcji. Akurat zbliżała się pora lanczu, wiec z Kama poszłyśmy na stołówkę coś zjeść.
Pochodziła z Kanady, ale jak większość nas miała nieskazitelny akcent. Ma około osiemnastu lat, ale wygląda na trzydzieści. Jak zwykle miała na sobie kolorowe zestaw opaska, apaszka, sweter, kombinezon i czarne glany. Wszystko to jakoś do siebie pasowało tylko dla tego że wciąż przypominała słodka, wysoka i szczupłą nastoletnia modelkę. Siedziałam ze spuszczona głowa i zaczęłam gmerać widelcem w jedzeniu
- Rany co to ma być?
Rozgnieciona potrawka, kto wpadłby na taki pomysł.
- Charlotte- głos Toma sprawił, że uniosłam wzrok. Usta miałam pełne papki, do której przełknięcia nie mogłam się zmusić, przekonana ze mój żołądek znienawidzi mnie na zawsze i zacznie odmawiać przyjęcia nawet dobrego jedzenia.
- Mhm- wydusiłam z siebie i przełknęłam z wysiłkiem to co miałam w buzi - Cześć.
- Jak się masz - spytał.
Rozbrajające pytanie.
- Dobrze- wydusiłam z siebie i napiłam się wody - To dobrze. Mogę do was się dosiąść?
- Tak. To jest Kama. Kama to jest Tom, chodzi ze mną do klasy- odparłam.
Kama uśmiechnęła się i znów skopiliśmy się na posiłku. Nie mogłam się powstrzymać, zęby nie spojrzeć przelotnie na Toma.
- Skąd jesteś wogole - Kama zaczęła swoje małe śledztwo.
- Moja ciotka Kristine potrafi leczyć ludzi i przeprowadziliśmy się z Meksyku aż tuta - odpowiedział.
Zadzwonił dzwonek na lekcje i razem z Tomem poszliśmy. Lekcja szybko mineła i wrociłam do domu. Po obiedzie sprawdziłam grafik i ze zdziwieniem stwierdziłam że dziś wieczorem nie mam żadnych obowiązków, nic do zrobienia. zdarzyło się to raz czy dwa razy w tygodniu. Hura!
Weszłam na górę, wzięłam gorąca kąpiel i zawinęłam się w kłębek na łóżku z książka znaczy o ziołach leczniczych. Wiem, nie mogłam się powstrzymać, szybko zanurzyłam się w świecie cudów i rozkoszy świetlików, złoceni, kaczeńców i mleczy. Tyle do nauczenia. Temat był pasjonujący, odpłynęłam myślami tylko ze dwa czy trzy razy, ale w końcu się poddałam i pozwoliłam powiekom opaść. Nie usnęłam mimo zamkniętych oczu nadal widziałam jasne światło lampki do czytania, nadał byłam świadoma małego pokoju i ciemnej nocy na zewnątrz, ale odpływałam. Śniłam aż obudziłam się w lesie. Znaczy to ze to tylko sen ale bardzo realistyczny. Setki lat temu lasy były wszędzie i zęby dostać się z punktu A do jakiegokolwiek innego punktu prawie zawsze trzeba było przejść przez las. Nie jestem wielbicielkom lasów są czarne, wydają się bezkresne i niewiarygodnie łatwo się w nich zgubić albo stracić orientacje. Pełne są odgłosów, latających rzeczy i trzaskających gałęzi. Jednak się w nim znalazłam. Byłam tam a jednocześnie się widziałam jak to we śnie. Miałam czarne włosy, ciężki makijaż, byłam niesamowicie chuda i blada. W rzeczywistości tak nie wygadałam. Nagle ogarnęło mnie poczucie niepokoju i zagubienia. Kiedy szłam pomiędzy drzewami i przedzierałam się przez geste zarośla, które spowalniały mój chód. Twarz i ręce miałam podrapane i piekące. Byłam zdenerwowana cały czas to przybierało na sile. Szukałam czegoś lub kogoś. Nie miałam pojęcia czego. Widziałam że muszę iść cały czas, światło znikało. Czas płynął. Kiedy noc zapadła byłam bliska płaczu, histerii, rozpaczliwie marzyłam o ogniu, przyjaciółce o jej pomocy.
Nagle po lewej stronie wyglądało to na ogień. Odwróciłam się szybko i skierowałam się w stronę światła. Spomiędzy drzew docierał do mnie kojący zapach palonego drzewa. Usłyszałam głos czyżby to był.. On? Tak to był Tom. Przedarłam się prze kłujce gałęzie ostrokrzewu i znalazłam się na małej polanie, na której w kamiennym kręgu migotało jak szalone ognisko.
- Charlotte- odwróciłam gwałtownie głowę, gdy usłyszałam ten głos.
- Tom! Co ty tu robisz?
Uśmiechnął się. Wyglądał nieziemsko pięknie. Oczy miał ciemne, że dostrzegłam w nich odbijające się maleńkie płomienie. Wpatrywałam się w niego, mimo że wyciągnęłam ręce nad ognisko.
- Czekam na Ciebie, skarbie - odparł.Słodkim i upojnym jak wino głosem.
- Na mnie? - odparłam zdziwiona.
- Długo cię nie było- szepnął - strasznie za tobą tęskniłem.
Nagle, zobaczyłam, w ognisku była czaszka i kawałki ciał, poczerniałe, które pożerały płomienie. Otworzyłam usta i jęknęłam z przerażenia. wystarczył mi ułamek sekundy żeby wiedzieć, ze to Kama i Mama. Kto ich zabił i palił ich ciała? Zerwałam się na równe nogi tylko po zęby uciec. Znów Tom uśmiechnął się do mnie. Nie było ucieczki. Nagle moje usta i nos wypełnił nieprzyjemny gryzący smród palonych włosów i skóry. Dym zaczął mnie dusić i przyprawiać o mdłości. Chciałam uciec ale stopy dosłownie wrosły mi w ziemie, oplotły je grube, ciemne i wijące się korzenie. Uwięziły mnie i zaczęły piąć się w górę po nogach.. Znów się dusiłam. Po chwili poderwałam się i otworzyłam oczy. Błądziłam po ścinach, byłam zlana zimnym potem,ale w swoim pokoju. Usłyszałam pukanie do drzwi. Dłonie miałam zaciśnięte w pieści, oddech urywany, usiłowałam wziętość się w garść. Wzięłam kilka głębokich oddechów, zęby się uspokoić.
- Tak.
Starałam się, zęby mój głos brzmiał normalnie. Czułam się tak jakbym przed chwilą skoczyła z mostu. Zerknęłam na zegar na szafce, była prawie dziewiąta. Większość osób o tej porze na pewno jest już w swoich pokojach, a wiele pewnie śpi.
- Kochanie, kolega przeszedł do ciebie, mam go wpuścić- spytała mama.
- Tak-powiedziałam
Usiłowałam wziętość się w garść. Poczułam energie i w ciągu sekundy stałam przy otwartych drzwiach. Opierałam się.
- Cześć- powiedział- Przepraszam ze tak późno przyszedłem, ale nie mam planu lekcji.
Zapatrzyłam się na niego, to wina szoku.
- Nic ci nie jest?- spytał- wyglądasz..
- Nie nic mi nie jest- skłamałam.
- Wejdź do pokoju.
- Żartujesz?
- To nie jest żaden podstęp- powiedziałam -mówiłeś że przyszłeś po plan, myślałam ze chcesz wejść.
Uśmiechnął się i wszedł zaciekawiony do mojego pokoju. Zaczął patrzeć na zdjęcie taty.
-Hmm to twój tata?-zapytał
W oczach pojawiły mi łzy. Myślałam że nie dostrzeże tego ale nie dało się tego ukryć.
- Przepraszam -wyszeptał.
- Nie masz za co. Zmarł jakiś czas temu - westchnęłam ciężko i pozwoliłam sobie na myślenie o ojcu prze kilka chwil. Zwykle tego nie robiłam.
- Nie wiedziałem- położył rękę na moim ramieniu.
- Wiele czasu sierdziliśmy rażę. Wakacje spędziliśmy u ciotki i wydarzył się wypadek. Pies go zagryzł - powiedziałam całe zdanie w jednym wdechu.
- Nie wiem o mam powiedzieć - szepnął i mnie przytulił.W końcu jedna osoba mnie zrozumiała, spędziliśmy na rozmowie prawie do trzeciej nad ranem a trzeba było iść do szkoły. Odprowadziłam go do werandy, a na dworze było bardzo zimno.
- Leć na górę bo przemarzniesz, rano musimy wstać- powiedział.
- To cześć- odwróciłam się i otwierałam drzwi.
-Charlotte - usłyszałam, odwróciłam się stał blisko mnie i własnie wtedy mnie pocałował. Pierwszy raz jego, wargi i dłonie pobudziły we mnie coś.
- Pa - szepnął
Szybko weszłam do swojego pokoju i kiedy sobie to przypominała jego twarde mięśnie, aż przechodził dreszcz po całym ciele. Również opowiadał na temat swoich rodziny. Jego ojciec i matka byli przywódcami jakiejś sekty. Zabili wszystkich oprych jego i starszego brata. Ukryli się pod ciałami swoich rodziców, przygarnęła ich ciotka. Patrzyłam się w ogień na kominku ktory juz dogasał i nasłuchiwałam wycia wiatru, ktory zdawał sie wiać ze zdwojona siłą i wściekłością, za to szybko usnęłam.

piątek, 24 lipca 2015

24 lipiec- Rozdział III


Cześć Robaczki:) To kolejny rozdział Zapraszam do czytania:) :*



Rano obudziłam się, zeszłam do kuchni wzięłam talerz jedzenia to kolejna zmiana w moim życiu. Na początku proste jedzenie z naszego ogrodu sprawiało, ze zbierało mi się na wymioty. Człowiek nie jest w stanie przyswoić nieograniczonych dawek białka a jednak przyzwyczaiłam się do niego, nauczyłam się przygotowywać i jeść warzywa. Nadal wiele bym dała za czekoladowe ciasto, ale już się nie buntowałam. Po chwili Kama przyszła z skradziona książka.
- Co robimy z ta książka - spytała Kama
- Po szkole poczekamy aż gdzieś pojedzie to ja odniesiemy - odparłam
Przyjechał szkoły autobus i pojechałyśmy do szkoły. Nie mogłam się wogóle skupić na lekcjach, po szkole poszłyśmy oddać książkę, bo akurat kobiety nie było w domu. Kama czekała i wyglądała czy nie nadjeżdża wiedźma.Po cichu weszłam do domu i usłyszałam jakiś stukanie w maszynę do pisania ale mam bujna wyobraźnie wiec dałam spokój. Otworzyłam drzwi a tam przy oknie na fotelu siedział mężczyzna. Ten sam którego szukali od pól roku.
- Poczekaj - powiedział mężczyzna
- To pana jest tym pisarzem co policja szuka pana
- Tak to ja. Teraz słuchaj. Uciekaj szybko i oddaj te książkę. Idź od razu na policje i powiedz im ze mnie tu przetrzymuje i żeby przyjechali po mnie bo więcej tutaj nie wytrzymam i nie cierpię tej kobiety.
- Dobrze już idę- powiedziałam
Szybko zeszłam ze schodów i wyszłam. Od razu Kamie powiedziałam co zaszło na gorze. Poszłyśmy szybko na policje.
- Panie władzo w domu tej pielęgniarki Anny Windson jest przetrzymywany mężczyzna - wydusiłam z siebie
- Co ty dziecko opowiadasz - powiedział policjant.
- Mówimy prawdę! Niech pan tam jedzie i zobaczy -krzyczałam.
- Dobrze już wysyłam kogoś.
- Dziękuje i proszę uważać tam na nią.
Szybko wróciłyśmy do jej domu, samochód już był i policja tez, stali na podjeździe i rozmawiali.
- Co wy dziewczyny powiedziałyście na mnie ze faceta przetrzymuje? -spytała wściekła
- To pani pozwoli ze obejrzę dom - zapytał policjant.
- Pan wierzy dwóm gówniara - powiedziała wściekła -to jest po porostu nie do pomyślenia .
- Proszę pozwolić mi zobaczyć - rzekł policjant
- Dobrze, proszę panie władzo.
- Wy dziewczyny poczekajcie - powiedział policjant
Anna i policjant zniknęli a my po cichu poszłyśmy za nimi i podsłuchiwaliśmy. Policjant rozglądał się i nic ciekawego nie zauważył, gdy przechodził obok drzew do pokoju, ktoś zaczął krzyczeć
-Ratunku! Tu jestem! Haloo!- rzekł Patryk
Oczy mężczyzny otworzyły się gwałtownie i spojrzał się w stronę drzwi, był naprawdę zaskoczony. Otworzył drzwi, spojrzał na niego, szczeka mu opadła, sięgnął do kieszeni i wyjął zdjęcie. Przyjrzał się uważnie.
-O kurwa- rzucił gliniarz - To Ty!
Uwaga Patryka była przez cały czas skupiona na policjancie ze nie zwracał uwagi na Anne.
- Za tobą! Uważaj!-krzyczał Patryk
I chodź wiedział ze już było za późno, mimo to dalej krzyczał. Anna rzuciła się na policjanta wbiła nóż w plecy.
-AAAA!-krzyknął gliniarz.
Kobieta wyciągnęła nóż jednym szarpnięciem i z powrotem wbiła go, jego zaostrzony szpic pękł. Wyglądała jak diabeł, który usiłuje zabić. Pierwszy cios nie sięgnął zbyt głęboko, drugi cios był bardziej boleśniejszy. Mężczyzna runął na ziemie
-A masz! - krzyczała wściekła
-Przestań - krzyczał policjant
-Nie! Niepotrzebnie uwierzyłeś tym dziewuchom! Masz za swoje!- wrzeszczała
Policjant wyjął z kieszeni pistolet i strzelił. Ja i Kama wystraszyłyśmy się i ociekłyśmy. Anna trzymała miejsce w które trafił pocisk.
-Co ty kurwa zrobiłeś?- wymamrotała
Podeszła z nożem do policjanta a on wystrzelił drugi i trzeci raz. Runęła zakrwawiona na ziemie. Chyba nie żyła.
Gliniarz pomógł Patrykowi stać i wyjść na parking. Znosił go na dół. Schodząc po schodach policjant dostrzegł ze na dole znajdują się trzy żarówki, a pomiędzy nagimi belkami były stare pajęczyny, ściany z kamienia.
- Ej dziewczyny - zaczął policjant
- Tak! Co tam się stało- pytałam
- Zadzwońcie i powiedzcie zęby przysłano kogoś jeszcze i karetkę
Kama pobiegła a ja pomogłam zatamować krew. W drzwiach pojawiła się Anna z siekiera. Wrzeszczała ale nie zrozumiałe słowa. policjant krzyknął i próbował zmusić swoja nogę do odwrotu. Z dobra zręcznością i spokojem wskoczył do samochodu. Pierwszy cios siekiery okazał się niecelny ale szyba od drzwi rozsypała się w drobny mak. Zaparło mi dech w piersiach tak mi się wydawało, dopóki nie znalazłam się na podjeździe, czując zapach krwi. Spuściłam wzrok i zobaczyłam ze mam prawa nogę zmiażdżona. Policjant zaczął krzyczeć wiec Anna odwróciła się w jego kierunku i krzyczała, odrąbała mu prawa rękę, wrzasnęła ponownie i jego ruga ręka zniknęła. Czołgał się w stronę otwartych drzwi samochodu, na zakrwawionych kikutach. Z domu wyskoczyła Kama z kanistrem benzyny i oblała kobietę. Patryk oparty o samochód miał w kieszeni pudełko zapałek, ale w środku spoczywała tylko jedna jedyna zapałka. Jedna powinna wystarczyć. Potarł zapałkę o draskę ale zapałka  nie zapaliła się. Spokojnie zrób to powoli. Pociągnął zapałkę znów i tym razem na końcu tekturowego patyczka pojawił się blady, żółtawy płomyczek.
- Patryk ! Ostrożnie. Co robisz - krzyknęła Anna
Jej głos był przepełniony bólem, wyciągnęła przed siebie ręce i szła w kierunku pisarza.
Zapała się już wypalała i oparzyła mu opuszki palców, opuścił ja przez krótka potworna chwile myślał że zgasła i w tej samej chwili Anna zaczęła się palić
-aaaaa- to nie był krzyk tylko jęk.
Anna runęła jak kłoda na podjazd. Po chwili przyjechał radiowóz i karetka wyskoczyło z niej dwóch lekarzy z gaśnica i ugasili płomienie a ciało było mocno zwęglone i przykryli ja jakimś kocem czy czym podobnym, dokładnie nie pamiętam dobrze tych końcowych wydarzeń bo straciłam przytomność z utraty krwi.
Obudziłam się dopiero w szpitalnym łóżku jak dwaj gliniarze rozmawiają z mama.
-Kochanie dzięki bogu.
Moja noga została ponownie połamana. Lekarze powiedzieli mi, ze będę kulała do końca, ale będę mogła za to chodzić i w zasadzie nie powinno sprawiać bólu.Z początku wszystkie dni były takie same,podobne do siebie. Co rano budziłam się w swoim pokoju, co rano jadłam śniadanie. Po śniadaniu wyglądałam prze okno na rozległe lasy, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność, a patrząc tak, dochodziłam wolno do wniosku, że jeśli nie wyjdę na dwór, to znów będę musiała siedzieć w domu i nic nie robić. Zmuszałam się do wyjścia. Po kilku dniach, zmusiłam się i w końcu wyszłam.Krew szybciej poczynała krążyć mi w żyłach,ale walka z wiatrem, wiejącym od strony lasu, wyrabiała mi siły. Biegała po to tylko, by się zagrzać, a nie cierpiałam wichru, który wiał prosto w moja twarz i wył.

poniedziałek, 20 lipca 2015

20 lipca-Rozdział II

Hej kochani:) 
A oto drugi rozdział:)
 Myślałam ze nie będzie nikogo to interesowało ale okazało się ze dużo czytelników się pojawiło:)  



Przez pół roku z mamą nie mogłyśmy dojść do siebie po stracie taty, dopiero po pewnym czasie zdałam sobie sprawę że był to okres, kiedy nie odczuwałam bólu tylko strach przed tym co będzie, tatuś chciałby żebym robiła wszystko tak jak do tej pory.  Wszystko zmieniło się też jak poznałam Kame. Dziewczynę z zwariowanymi pomysłami, z poczuciem humoru. Byłyśmy nierozłączne. Pewnego dnia Kama wpadła na pomysł, żebyśmy zaczęły śledzić pewna kobietę o imieniu Anna Widson, kobieta była pielęgniarka w szpitalu. Nie rozmawiałam z mama o tym bo zaraz by było gadanie, że tak nie wolno, że za małe jesteśmy a miałam wtedy 11 lat:) To śledzenie trwało ponad z 5 lat. Kama  nazbierała dużo wycinków o niej, zdjęcia i inne potrzebnych rzeczy. Wbiegłyśmy z Kama do swojego pokoju i zaczyłyśmy obmyślać plan.
- Dziewczynki idę do sklepu - krzyknęła mama.
-Dobrze!- odpowiedziałyśmy.
- No to pójdziemy do niej i powiemy ze robimy prace domowa o pielęgniarkach i się troch rozejrzymy.
-Ale to nie wypali - odparłam.
Wzięłyśmy kartki i długopis do plecaka i poszłyśmy do tej kobiety, po drodze spotkałyśmy mamę
- Gdzie idziecie - pytała z zaciekawieniem mama.
- Do kamy robić zadania - rzekłam.
- Tylko późno nie wracaj.
- Dobrze mamo.
I poszłyśmy, Kama zapukała i czekałyśmy. Nagle drzwi się otworzyły, stała przed nami, Anna. Nie wiedziałyśmy co powiedzieć.
- Dzień dobry dziewczynki w czym mogę wam pomoc - odezwała się miło kobieta
- Dzień dobry my bardzo przepraszamy, ale chciałyśmy tylko zapytać się czy by pani nam pomogła bo słyszałyśmy ze jest pani pielęgniarka, a  my mamy prace domowa - Kobieta zrobiła zdziwiona minę i pospiesznie odpowiedziała.
- Nie ma sprawy a o czym dokładnie chcecie wiedzieć - otworzyła szeroko drzwi i wpuściła nas do salonu.
Zadawałyśmy jej dużo pytań a ona z chęcią na nie odpowiadała. Kama rozglądała się po mieszkaniu i znalazła chyba jej pamiętnik.
- Mogę poprosić panią coś do picia bo od tych pytań zaschło nam w gardle- zapytała Kama
- Nie ma sprawy, a co chcecie?
- Ja poproszę sok.- rzekła Kama
- To ja to samo - rzekłam
kama cały czas zerkała na ten pamiętnik leżący pod szklanym stolikiem.
- Charlotte patrz
- Co to? Weź ja zostaw bo się zorientuje ze coś kręcimy - mówiłam ściszonym głosem.
- To jakaś książka czy pamiętnik o śmierci - Kama z zaciekawieniem patrzyła na ta książkę i wsadziła do torby i w tym samym czasie weszła kobieta z sokami ale nas i wypiłyśmy szybko w pośpiechu.
- Dziękujemy pani bardzo ze pomogła nam pani - mówiła kama
 - Nie ma za co. Lubie opowiadać o swojej pracy- rzekła kobieta.
- To my się zbieramy - powiedziałam zdenerwowana
Wstałyśmy i zamknęłam z trzaskiem drzwi. Jezu! Tak strasznie się bałam. Kama zatrzymała mnie i pokazała ze kobieta poszła nakarmić zwierzęta. Kama od razu zmieniła kierunek i poszłyśmy za nią i patrzyłyśmy co ona będzie robić. Nakarmiła zwierzęta i zrobiła porządek w oborze. Niebo pociemniało, odwróciłyśmy się i pobiegłyśmy do domu Kamy. Zamknęłyśmy się w jej pokoju, wyciągnęła książkę i położyłyśmy się na łóżku. Książka była duża i grubą. Otworzyłam. Książka była z wycinkami z gazety. Coś w rodzaju pamiętnika. Na pierwszej stronie widniała pojedyncza gazetowa kolumna z nagłówkiem o ślubie. Pod nią znajdowało się zdjęcie bladego faceta o wąskiej twarzy i kobiety o ciemnych oczach i ściągniętych mocno ustach. Kama uniosła wzrok znad zdjęcia z gazety i zaczęła się zastanawiać skąd zna te kobietę. Nie ulegało wątpliwości była matka Anny. Ładny podpis wykonany czarnym tuszem pod zdjęciem brzmiał,, Ślub roku 20 kwietnia 1938''. Na drugiej stronie znajdowało się zawiadomienie o narodzinach. Chłopca o imieniu Paul, urodzony w szpitalu 30 kwietnia 1939. Brat.
Na trzeciej stronie ,pisało o narodzinach Anny 1 kwietnia 1945. Fakt ze urodziła się w Prima Aprilis, nie minęło uwagi Kamy. Za oknem wiatr przybrał na sile, deszcz bębnił o szyby i dach.
Zafascynowane książka zapomniawszy o bożym świecie i zaczęłyśmy czytać dalej.
Następny wycinek pochodził z pierwszej strony gazety,,luck pack'' zdjęcie pokazywało strażaka na drabinie na tle płomieni buchających z okna jakiegoś sporego domku.
PIĘĆ OFIAR POŻARU DOMU.
Pięć osób, spośród których cztery były członkami jednej rodziny, zginęło w środku we wczesnych godzinach porannych na skutek pożaru, jaki wybuchł w budynku. Wśród ofiar znajdowało się troje dzieci. Czwartą był ich ojciec, udało mu się uratować tylko jedno ze swoich dzieci 18 miesięczna Kristin. Piąta ofiara był 58 letni kawaler, który mieszkał na najwyższym pietrze budynku. Kolejny wycinek z dnia 20 lipca 1958. Ukazało zdjęcie wyglądając nieco starzej mężczyznę, a pod zdjęciem był zamieszczony nekrolog, mężczyzna ginie w tragicznym wypadku. Kiedy przewróciłam kartkę, zobaczyłam zdjęcie i nekrolog ojca, poczułam jak w sercu zaczyna się budzić przerażenie. Schludne pismo po tym wycinkiem głosiło; ,, Atak groźnego psa na Wiliama''
Następny artykuł był o studencie który ginie w tragicznym wypadku. Moje ręce kiedy odwracałam strony drżały. Na kolejnych stronach znajdowały się trzy nekrologi. Dwóch starszych mężczyzn, którzy zmarli w skutek długotrwałej chroboty. Trzecie była 46 letnia kobieta, przyczyna śmierci było krotka i gwałtowna choroba. Miałam już dość. Zamknęłyśmy książkę i odłożyłyśmy na bok ale kama  wzięła i zaczęła czytać ją dalej.
Potem dziecko, trzylatek, które spadło ze schodów. Następna strona była o pisarzu Patryku który zaginął. Następna była o Annie. Przełożona pielęgniarek z oddziału położniczego przesłuchiwana w związku ze zgonami dzieci.,, Anna Windson 39-letnia przełożona pielęgniarek była przesłuchiwana w sprawie śmierci ośmiorga dzieci, które zmarły na tym oddziale w ciągu paru miesięcy''- kiedy ona tam pracowała.
Skoczyłyśmy czytać, nawet nie rozmawiałam z Kama tylko prosto poszłam do domu. Poszłam do łóżka i nie mogłam dłuższą chwile usnąć, myślałam o tej książce że nie potrzebnie ją wzięłyśmy.
Burza trwała przez cały następny dzień, dobrze ze to była sobota, spędziłam w samotności, siedziałam przy oknie swojej sypialni. moja sypialnia, podobna jak wszystkie inne, znajdowała się na pietrze. Pokój był dosść skromie umeblowany- łóżko, szaf i inne przedmioty.

czwartek, 16 lipca 2015

16 lipca Rozdział I

Witam.
Dzisiaj coś nowego. Wiec będzie troszkę dużo:)  zachęcam i miłego czytania:) to jak na razie pierwsza cześć czyli rozdział... I Zapraszam do dalszych :) :-*






Mając 8 lat byłam najszczęśliwszym dzieckiem, miałam mamę Eveline, znaczy Evi tatuś tak zawsze wolał, tatę Wiliama.  Wracając do wydarzeń przeprowadziliśmy się z Polski do Wielkiej Brytanii.  Dla mnie to coś nowego, a ciesze się ze tu jestem,  bo koncernu odnalazłam to co moi rodzice czuli do siebie. MIŁOŚĆ.  Ale to pewno będzie na końcu mojego opowiadania..Jak każde :-P
W wieku 10 lat rodzice i ja wyruszyliśmy na wakacje, do mojej kochanej cioci Mery. :) ten tragiczny finał wywołał, ma się rozumieć pewien szok. Jak łatwo na całe życie okaleczyć psychikę dziecka.  Pamiętam że ciocia opowiadała nam straszne historie o niewidzialnym potworze. Ja się nie bałam bo byłam duża, ale mały Sam bał się zawsze, miał wtedy 5 lat. Jego Tata go nauczył słów na strasznego potwora:
                       Potwory, trzymajcie się z dala od tego pokoju,
                       Nie macie nic tutaj do roboty.
                       Żaden potwor niech nie wchodzi pod łózka,
                       Nie zmieścicie się tam.
                       Żaden potwor nie zagląda przez okno,
                       Nie ma się tam czego złapać
                       A sio wszystkie wampiry, wszystkie wilkołaki, wszystkie straszne potwory,
                       Nie macie nic tu do roboty.
                       Żaden mnie nie skrzywdzi,
                       Nie macie nic tu do roboty.
Ten straszny potwór zabił już nauczyciela, jego żonę i dwoje ich dzieci. Nie był wilkołakiem, wampirem, upiorem ani żadnym innym tajemniczym potworem z zakazanego lasu. To jednak zjawisko przejściowe tak rozmawiali rodzice miedzy sobą. Potwora nie byli bo nie zabijał. Synek cioci Sam pewnej nocy się obudził, zaraz po pierwszej za potrzeba, udał się do łazienki. Wstał z  łóżka i ściągając po drodze spodenki od piżamy poszedł zaspany do łazienki. Wysiusiał się za wszystkie czasy, spuścił wodę i wrócił z powrotem do łóżka. Przykrył się kocem, gdy nagle zauważył tego stwora w ściennej szafie szybko wyskoczył z łóżka i przyszedł do mnie do pokoju i zaczął mnie budzić.
- W moim pokoju jest potwor, charli (charlotte tak miałam na imię)  obudź się.
- Nie!  Idź spać- wymamrotałam
- Ale ja się boje bo w szafie jest pies- myślałam ze żartuje i chce mnie nastraszyć
Od razu i wyskoczyłam z łózka. Kazałam Samowi schować się pod łóżko, a sama po cichu poszłam zobaczyć tego stwora. Faktycznie mały miał racje że w szafie jest straszny potwór bo dobiegały dziwne odgłosy. Zamknęłam drzwi po cichu i szybko pobiegłam obudzić ciocie ale przed pokojem było dużo śladów krwi wiec nie wchodziłam bo się bałam co zobaczę i od razu poszłam obudzić rodziców.
- Mama! Tata!  W szafie sama jest ten potwor.- krzyczałam
- Kochanie nie wygłupiaj się. Idź spać, jest późno- powiedziała mama
- Mamo ale ja mowie prawdę- płakałam
- Już dobrze, idę sprawdzić- powiedział tata i ucałował mnie
A ja zostałam z mama i od razu zamknęłam drzwi na klucz. W tedy widziałam tatę ostatni raz. Poszedł do pokoju Sama. A w szafie był wielki pies, to był na pewno bernardyn; jego geste, brązowe futro i szerokie barki, można było rozróżnić nawet po ciemku.
Łeb miał spuszczony i wlepiał w niego zapadnięte ślepia, błyszczące wrogością. Tato zaczął cofać się w kierunku drzwi. Pies ruszył wolno za nim. Stąpał na sztywnych łapach a właściwie nie stąpał ale skradał się, wyraźnie nie gotów jeszcze do ataku. Łeb nadal trzymał nisko i szedł krok w krok za nim w odczuciu taty najgorszy moment nastąpił wtedy kiedy przekroczył próg i wyszedł tyłem na ciemne podwórze. Przestał widzieć psa. Ojciec wyciągnął za siebie ręce, namacał drzwi samochodu, odwrócił się szybko na piecie i dla nura do kabiny. Spojrzał w boczne lusterko i ujrzał w nim psa, stojącego nieruchomo w otwartych drzwiach domu.
- Pies- bąknął
Łzy płynęły mu po policzkach.Usłyszał chrapliwy jęk. Dwadzieścia minut później usłyszał warczenie. Bydle wskoczyło na maskę i patrzył się czerwonymi oczami. Nie był w stanie się poruszyć, ani oddychać. Słyszałam ze strach może sparaliżować ale nie przypuszczałam że tak całkowicie. Pies zeskoczył z maski na żwir, dzieliło go niepełne trzydzieści centymetrów. Ani na moment nie przestał warczeć, a z pyska kapała piana. Tatuś nie był w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Widział przy szybie jego wielkie mocne zęby i zaczął głośno szczekać jak oszalały, do taty dotarło że po zatrzymaniu samochodu nie zasunął szyby, zaciągnął hamulec a z kieszeni wyjął klucze i włożył do stacyjki. Szybkim ruchem zasunął szybę, gdy była już w trzech czwartych zasunięta, pies skoczył do okna, wciskając pysk w zwężającą się szparę. Coś ciepłego ściekało z reki taty, z przerażeniem stwierdził że to zmieszana z krwią ślina kapiąca z psiego pyska. Mobilizując wszystkie siły zdołał przekręcić korbkę o dalsze ćwierć obrotu pies nagle się wycofał. Bestia niczym wielki futrzasty pocisk runął na maskę i z wściekłym ujadaniem natarł na przednia szybę. Wścieklizna.  Pomyślał tatuś. Minęło pół godziny a pies siedział przed samochodem i obserwował go. Wstał i zniknął w  domu, zupełnie jakby go zawołano. Stałam przy drzwiach i nasłuchiwałam, przeszedł kolo naszych drzwi i wyszedł z powrotem na podwórze. Z przerażająca szybkością i zwinnością pies zmienił nagle kierunek i runął na samochód. Wyrżnął w samochód z głośnym, głuchym łomotem i odbił się, w drzwiach powstało duże wybrzuszenie, powtórzył to cztery razy. Drzwi wisiały na starych zardzewiałych zawiasach. Pies znów skoczył i z hukiem wypadły z zawiasów i spadły na żwirowy podjazd. Ich oczy spotkały się na chwile, potem pies zaatakował. Szczeka zatrzasnęła się na reku tatusia i usłyszał chrupniecie, pewno pies złamał kość. Tata krzyczał z bólu. Chciał coś zrobić ale stwór znów zaatakował.  Pies ścisnął i wyciągnął ciało taty z samochodu. Po krutkiej szarpaninie pies dostał sie do szyji taty. nie udało sie uratować, mama zadzwoniła po policje żeby powiedzieć co sie stało. Po paru minutach zjawił sie radiowuz i jeden z policjantow zastrzelił to bydle. Padło chyba dziesięć strzałów. Pies zagryzł dużo osób w tym mojego tatusia. Ta historia była pierwsza!

środa, 15 lipca 2015

15.07.2015

A o to dzisiaj nie dokończona praca. Będzie o wiele większa i bardziej rozbudowana:-)  może macie jakieś pomysły... Jak tak to piszcie... A jutro coś nowego, postanowiłam napisać to co siedzi mi w głowie i wkońcu przelałam to na papier :) wiec Zapraszam :)
 

poniedziałek, 13 lipca 2015