poniedziałek, 25 stycznia 2016

25 styczeń - Rozdział XXI

Hej kochani :)
         Jest nowy rozdział.. :)
Zapraszam też do wcześniejszych postów.
 Miłego czytania....








Aksel zwykle oprzątał konie i wymiatał z boksów.Pobiegłam do niego do stajni, lecz zatrzymałam się i wbiłam wzrok w ziemię. Machnęłam ręka i otworzyłam usta, żeby spytać o zdjęcie, lecz nagle odniosłam wrażenie ze język przykleił się do podniebienia, ale jednak zrezygnowałam z rozmowy i poszłam na górę.
Po południu dzwonił Moj ukochany. Opowiedziałam jemu o zdjęciu i moich przypuszczeniach. Mama i tata... Aksle i jakaś nieznajoma kobieta, kto to mógłby być?
Późnym wieczorem poszłam do stajni. Klacz nie odwróciła się. Gwizdnęłam cicho. Klacz odwróciła powoli głowę, ale wciąż była niespokojna. Po chwili podeszła bliżej i powąchała moja dłoń. Klacz coś przeczuwała niedobrego. Ale co?
- Nie bój się moja mała- szepnęłam.
Dałam jej jeść, napoiłam. Zmieniłam siano.
W drzwiach zobaczyłam ciotkę. Od razu dostrzegłam coś dziwnego w jej zachowaniu kiedy spojrzałam na nią. Wróciłam do swoich zajęć. Musiałam wyszczotkować konia. Gdy szłam po szczotkę ciotka zagrodziła mi drogę.
- Nie próbuj żadnych sztuczek, podła dziwko- prychnęła- Myślisz że nie wiem co wyczyniasz! Sądzisz że się nie domyślam, iż rozkładasz przed nim nogi!
Zdziwiły mnie wulgarne słowa. Skąd mogła wiedzieć? Spojrzenie ciotki zmroziło mi krew w żyłach w szalonych oczach kryła się nienawiść. Wiedziała o wszystkim!
- Mogę wyjaśnić...
- Co wyjaśnić?- syknęła- Że puszczasz się z tym chłopakiem. Posunęłaś się za daleko.
Cofnęłam się lękliwie, kiedy ciotka postawiła stopę na szczeblu drabiny. Posłałam spojrzenie w kierunku drzwi, może mogłabym uciec tamtędy. Kiedy znajdzie się w połowie wysokości drabiny.
- Myślisz ze cie nie śledziłam. Wszystko dobrze zaplanowałam. Okłamywaliście mnie z tym lalusiem ale wczoraj otrzymałam ostateczny dowód. Dowód na który tak długo czekałam...
Weszła dwa szczeble wyżej i zatrzymała się, wolno wyciągnęła nóż z kieszeni i pomachała nim w powietrzu. Triumfalnym gestem. Otworzyłam usta. To był mój nóż, ten który trzymałam pod materacem. Trudno było by go nie rozpoznać.
- Upozoruje wypadek- oznajmiła- umrzesz od własnego noża, bez świadków. Ludzie pomyślą, że popełniłaś samobójstwo, a ja nie będę protestować, wręcz przeciwnie- roześmiała się
- Sam i Ingrid wiedzą, że tu jestem- oznajmiłam
- Niczego nie zrobią- Przerwała mi- A teraz umrzesz za swoją głupotę!
- Mylisz się- jęknęłam
Odpowiedziała pogardliwym śmiechem.
- Nigdy cię nie lubiłam, a kiedy miałam się tu przeprowadzić to był koszmar, wtedy zaczęłam cię nienawidzić. Dostał ci się mężczyzna, który będzie teraz mój.
- nie kochasz go.
- Możliwe- przyznała beznamiętnie- ale ty zginiesz, więc będę się o niego troszczyć. Koniec z tym, już nigdy nie dostaniesz tego co do mnie należy!
Rozejrzałam się wokół, szukając pomocy, ale nikogo nie zobaczyłam. Nie mogłam krzyczeć bo pchnęła by mnie nożem. Gdyby ktoś jednak się zjawił i zaczął pytać o powody tej dramatycznej kłótni, cała prawda związana z nim. Ciotka ruszyła w górę, ściska nóż w dłoni. Zatrzymała się na przedostatnim szczeblu. Stałam jak sparaliżowana, lęk ściskał mrozem moje ciało. Jak mam się bronić? Ciotka stała już na strychu i śmiała się jak szalona. Nagle podniosłam głowę i spojrzała mi prosto w oczy. Cofnęłam się o krok. Zimny pot płynął mi po plecach i zrobiło mi się słabo. Szykowała się do ataku. Ciotka nabrała powietrza i zaczęła schodzi w dół. Nie wiem czego szukała na strych. Gdy była w połowie drogi. Nie namyślając się wcale, skoczyłam do przodu i złapałam drabinę.
- Precz- zawołała, zaślepiona wściekłością. Podniosła nóż do śmiertelnego pchnięcia, ale byłam za daleko. Cios zaznaczył krwawe ślady na ramieniu, ale nie czułam bólu. Puściłam drabinę i złapałam się za rękę. Na zawsze zapamiętam wyraz jej twarzy. Ciotka otworzyła szeroko oczy i usta. Straszliwy krzyk przeszedł powietrze, czas się zatrzymał, serce przestało mi bić. Czułam jedynie w głowie szum. Ciotka wypuściła z reki nóż, który zawirował w powietrzu i spadł niedaleko niej. W oczach pojawił się śmiertelny strach. Łapała dłońmi powietrze, szukając oparcia, a drabina kreśliła łuk. Aż opadła na ziemie. Ciało z łoskotem uderzyło o ziemie. Krzyk ustał.
Głowa ciotki roztrzaskała się o beton. To chyba zły sen, pomyślałam przez ułamek sekundy, ale rzeczywistość natychmiast przypomniała o sobie. Wokół głowy pojawiła się kałuża krwi. Szum w mojej głowie wzmógł się, a kolana odmówiły mi posłuszeństwa. Opuściły mnie wszystkie siły i wolno opadłam na siano. Zabiłam ciotkę!
Wielki Boże nie ma wątpliwości że ciotka nie żyje.
Kiedy z domu wszyscy wybiegli i wpadli z trzaskiem do stajni zobaczyli co się stało. Po policzkach popłynęły mi łzy. Co ja zrobiłam? Wybuchnęłam głośnym płaczem.






sobota, 23 stycznia 2016

23.01.2016


Hej kochane :)
Mam kilka prac nowych :) w końcu.



Wzór do tej jest tu w linku:      http://biser-master.ru/147-vorotnik-dzheyn.html






wtorek, 19 stycznia 2016

19 styczeń - Rozdział XX

Hej kochani:) Jest nowy rozdział... w końcu.:) Myślałam żeby coś z tym pisaniem w końcu zrobić. Wrzucam na bloga, ale może jakaś książka? Hmm.. I wymyśliłam:-P Wysłałam część do jednego wydawnictwa... JEJ  Czekamy za odpowiedzią :) Zapraszam do wcześniejszych rozdziałów.. Buziaki :*






Siedziałam oparta o frontowa ścianę domu, wystawiając twarz do słońca. Aksel zbijał stół, od dwóch dni wszyscy byli zajęci żniwami. To był czas pracowity, ale i spokojny.
Uniosłam dłoń by zasłonić oczy przed piekącym, zachodzącym słońcem i spojrzałam na pole. Ludzie kończyli już prace, bo nadchodził wieczór. Nieposkromiona ochota naszła mnie żeby zobaczyć Go. Sprawiło to że bez pośpiechu ale zdecydowanym krokiem poszłam w jego kierunku. On stał na samym końcu pola, najbliżej lasu. Ostrzył kose zdecydowanymi ruchami, najwyraźniej cieszył się na mój widok, bo uśmiechnął się.
- Jesteś zmęczony?- zapytałam z troska w głosie.
Odłożył kose na ziemie.
- Trochę tak, ale ciesze się ze już nastał wieczór.
Pogładziłam go po ramieniu. Chciałam dotknąć jego skore, poczuć te znana iskrę.
- Przyjdziesz jutro?
- Nie Charlie, jutro jest niedziela i wyjeżdżam.
Wielki Boże pomyślałam jutro mamy iść do Aksel. Po skłaczeniu pracy wróciliśmy do domu. On zaczął się pakować bo niestety znów wyjeżdżał do pracy.
-Charlie wybacz mi ze znów wyjeżdżam.- odparł
Znieruchomiałam. Po raz pierwszy w życiu prosił mnie o przebaczenie. Zdarzało mu się przepraszać mnie za jakieś błahostki, kiedy byliśmy na początku związku, ale to były słowa bez znaczenia. Teraz prosił o przebaczenie za to, że wyjeżdża.  Zdumiałam się tak bardzo ze nie znalazłam słów, by mu odpowiedzieć.
- Charlie, Charlie- powtórzył. Przyciągając mnie do siebie i otoczył ramionami.
Ten gest był tak nieoczekiwany, ze nie wiedziałam, jak zareagować Cofnęłam sie z przestraszeniem, ale nie zwolnił uchwytu.
Przytrzymał mnie jedna ręka, uniósł drugą i delikatnie pogłaskał mnie po policzku.  Instynktownie odwróciłam twarz.
 - Moja kochana- wydukał- boisz się, że cię uderzę?
Pokiwałam głową i pocałował mnie namiętnie.
- Pamiętaj kocham tylko ciebie i nie mam zamiaru nic zmieniać, a wyjeżdżam żeby zarobić dla nas pieniądze na dom. Na nasz dom, moja kochana.
Dopiero teraz zaczęłam rozumieć sens jego zachowania. To nie do wiary, ale on naprawdę odczuwał skruchę.
Płacz dławił mi gardło. Przełknęłam ślinę.Przyłożyłam chusteczkę do ust, by powstrzymać płacz, ale nie miałam już siły walczyć ze wzruszeniem. Położyłam głowę na jego pierwsi i zaniosłam się głośnym, histerycznym szlochem. Moje długie włosy na skroniach zwilgotniały, odgarnął kosmyk, który łaskotał mnie w nos. W jego objęciach czułam się cudownie bezpieczna i pogodzona z losem. Nie miałam pojęcia, jak długo tak staliśmy. W końcu odsunął mnie na wyciągniecie ramion.. Otwarłam ukradkiem oczy i spojrzałam na niego. On też poddał się emocjami. Ślady łez na jego policzkach były tego wzruszającym dowodem.
 Po pożegnaniu z ukochanym zeszłam do salonu, ale mamy tam nie było.
- Mamuś zostaliśmy zaproszeniu do Aksela na niedzielna kolacje.- oświadczyłam.
Mama podniosła wzrok znad umywalki. W rekach trzymała talerz który stał się nagle gładki i śliski. Wyślizgnął się jej z  rak i z pluskiem wpadł do wody. Serce zabiło mocniej, a kolana się pod nią nagle ugięły. Chrząknęła i próbowała zadać pytanie bez drżenia głosu.
- Kto?
-Kto? No tak, rozumiem o co pytasz- zaśmiałam się cicho- Rozmawiałam dzisiaj z Akselem. Spotkałam go w sklepie. Zaprosił nas na kolacje. Sama i Ingrid tez, oczywiście.
Rzuciłam mamie pełne zdumienia spojrzenie.

                                                                       ***

W niedziele jednak wybraliśmy się na zaproszoną kolacje do Aksela.  W domu panowała radosna atmosfera. Mama bywała często na przyjęciach, ale przeważnie w związku ze swoim stanowiskiem. Rzadko się zdarzało by cała rodzina wyruszała z wizyta do znajomego.
To cudowna odmiana, pomyślałam, krzątając się po swoim pokoju. Z Ingrid uporałyśmy się ze swoimi obowiązkami. Uszykowałyśmy się. Gdy jechaliśmy samochodem z podziwem wyciągnęłam szyje by zobaczyć dom.
- Teraz rozumiem. Dwupiętrowy dom z dwoma wejściami! Nawet stodoła jest pomalowana na czerwono. Wiedziałam ze twój dom jest duży ale nie miałam pojęcia ze jest większy niż nasz rodzinny dom.
- No nie jest mały, o nie!- przyznał Aksel, gdy zobaczył podziw w moich oczach - Mam dużo ziemi.
Gdy weszliśmy do przedpokoju zaczęłam się rozglądać.
- Pozwolisz Evi ze pomogę ci zdjąć szal- zaproponował Aksel
Mama z zakłopotaniem przyjęła jego gest. Potrafiła przecież sama zdjąć i powiesić szal, ale nie odrzuciła propozycji. Nie wypadało przecież. Sprzeciwić się gospodarzowi.
 Szliśmy do pokoju gościnnego. Rozglądałam się cały czas.  Co to takiego? Moje spojrzenie zatrzymało się na jednej ze ścian. Na fotografii, która tam wisiała. Zerknęłam jeszcze raz. Coś ciągnęło mnie do tego zdjęcia. Fotografia kusiła swym blaskiem, podeszłam bliżej.  To było stare zdjęcie, od razu to zauważyłam. Przedstawiało cztery osoby wokół salonowych mebli. Zdjęcie zostało zrobione w altelieże fotograficznym . Dotknęłam palcem ramki. Była zakurzona.
 Mój wzrok przykuły twarze młodych, poważnych ludzi. Było coś w nich bardzo znajomego. Obaj mężczyźni byli czarnowłosi i przystojni. Ubrani w ciemne spodnie i białe koszule z kamizelkami. Obaj mieli zegarki na prawych nadgarstkach
 Przyjrzałam się badawczo kobietom. Jedna miała jasne włosy, jasna cerę i wąskie usta, rozchylone w szeroki uśmiech. Stała bokiem więc było widać jej sukienkę i z przodu i z tyłu. Spódnica opadała z tyłu obfitymi fałdami. Kobieta wspierała się na małej parasolce. Druga kobieta, przekrzywiłam głowę żeby ja lepiej zobaczyć. Miała ciemne włosy upięte wysoko, ale kilka loków wymknęło się spod eleganckiego kapelusza, który miała na głowie. Niewielki, prosty nos, zdecydowanie wyraziste usta i wystające kości policzkowe. Ona nie była ładna tylko piękna.
Nagle u mojego boku pojawiła się mama, wyraźnie zakłopotana że patrze na zdjęcie.
- Ta twarz wydaje mi się znajoma- mruknęłam- zupełnie jakbym widziała....
- Tak to ja z tata- przerwała- ale to było dawno temu.
Pociągnęła mnie za sobą. Zauważyłam, że nie była zadowolona z tego, ze przyglądałam się temu zdjęciu. A jednak... Tak to był rzeczywiście oni. Nie miała mama już takich ciemnych włosów. Posiwiały. Teraz były prawie białe. W takim razie druga kobieta kim była?
Mama zdecydowanym krokiem prowadziła mnie w stronę stołu, byłam już pewna: drugi mężczyzna na fotografii wyglądał dokładnie jak Aksel. Zaschło mi w gardle, ze zdenerwowania. Zdołałam się jednak opanować na tyle, by się pięknie uśmiechnąć. Na stole stała drogocenna porcelana i kryształowe kieliszki na wysokich nóżkach. Wypolerowana zastawa lśniła w blasku świec. Czerwone i białe róże nie zostały ułożone w sztywny bukiet, ale stały swobodnie w kryształowym wazonie. Leżało pięć nakryć. Tata i Aksel musieli być przed laty bliskimi przyjaciółmi, ale coś ich rozdzieliło. Coś poważnego. Nie mogłam oderwać myśli od zdjęcia.
Jedzenie było wyśmienite, nastrój stawał się coraz swobodniejszy. Po doskonałym deserze wszyscy zebraliśmy się w salonie. Mama nalała do kubka odrobinę herbaty. Lubiłyśmy mocną, czarna i aromatyczną herbatę.
-Mogłabym się rozejrzeć po ogrodzie?- z grzecznością zapytałam Aksela.
- Jasne że tak.- odparł z uśmiechem.
Podziękowałam za wszystko i wstałam.
Z tarasu można było przejść przez furtkę, która prowadziła do różanego ogrodu. Weszłam do środka,  znalazłam się w moim wymarzonym tajemniczym świecie, ukryta przed wszystkimi. Przeszłam po wysypanej białym żwirem alejce, patrząc na chwasty, dzielnie wyglądające pomiędzy kamyków. Aż się uśmiechnęłam i usiadłam na ławce, napiłam się gorącej herbaty. Różany ogród był żałośnie zaniedbany, a na myśl o pracy, jaką Aksela tu czeka, aż zakręciło mi się w głowie. Marzyłam kiedyś jako mała dziewczynka żeby mieć taki ogród przy swoim pałacu. Pałacu nigdy nie będę miała ale ogród tak.Wstałam i z powrotem weszłam do kuchni, starałam się powstrzymać strumień myśli oraz uspokoić serce, które nadal tłukło się w mojej pierwsi jak oszalałe.
Pożegnaliśmy się i wróciliśmy do domu. Byłam ożywiona i nie mogłam zasnąć. Przesunęłam lampkę i otworzyłam książkę, która była obok na szafce. Tej nocy chyba nie zasnę. Westchnęłam i wpatrywałam się w litery, ale nic nie widziałam. Wszystko tańczyło mi przed oczami. Błądziłam wzrokiem po pokoju. Z trzaskiem zamknęłam książkę i odłożyłam ja na półkę. Było mi gorąco. Przewracałam się z boku na bok i czułam że brakuje mi powietrza. Wstałam i otworzyłam okno. Oparłam się o parapet. Na dole pojawiła się jakaś postać, wysoki mężczyzna. Szedł wolno i zatrzymał się przed nasza furtką. Było ciemno, ale świecił księżyc i sprawił że dostrzegłam ruch. Rozglądałam się i zniknął z mojego pola widzenia. Kogo właściwie widziałam?
Wróciłam do łóżka i zamknęłam oczy. Zmuszałam się, by nie myśleć o zdjęciu i mężczyźnie który stał przy naszej furtce. Pomyślałam o przystojnym, ciemnowłosym, ciemnookim mężczyźnie, którego kocham i był daleko odemnie. Tym razem udało się, zasnęłam.



wtorek, 12 stycznia 2016

12.01.2015

Hej kochane. Mam dla was kilka zdjec mojej niedokonczonej pracy. Postaram sie zeby juz jutro byla dopracowana. Dostałam kilka pomyslow ale nie zdołam zrobic takiej maski z gwiezdnych wojen bo az tylu nie mam koralikow i kolorow. Zapraszam do wcześniejszych blogow. Pozdrawiam :-*





niedziela, 10 stycznia 2016

10 styczen -Rozdział XIX


Hej kochane ;) A mam dla was nowy rozdział;) zapraszan tez do wcześniejszych jak ktos jest u mnie pierwszy raz. Pozdrawiam i miłego czytania :*




Rozkoszowałam się tą wyprawa wszystkimi znyslami. Niekiedy szłam ramie w ramie z nim, ale nawet nie próbowałam się odsunąć. Tak przyjemnie sie mi szło. Czyłam ciepło człowieka o którym tyle myślałam, wdychałam jego zapach.
  Po obu stronach drogi rosły krzaki i zarośla. W krótce wyszliśmy na łąke i przez niskie krzewy dojrzeliśmy kamienne ogrodzenie.
- Pomoge ci przeskoczyć. Skoro niesiesz koszyk z jedzeniem- dodał
Skoczył pierwszy i obrócił sie zaraz żeby podać mi reke. Dotyk jego cuepłej szorstkiej dłoni obudził we mnie pożadanie. Kocham tego mężczyzne. Dopiero teraz zaczełam zdawać sobie sprawe, jakie uczucie w człowieku sie rodzi, gdy w gre wchodzi miłość. Mama podała mi grabie, wyrywajaląc mnie z rozkosznych urojeń.
- Zaczynamy kosić, a ty bedziesz ustawiać stogi.
Odstawiłam koszyk z prowiantem i odparłam z uśmiechem.
- Bo dobrze, wiec bierzmy się do pracy.
Wszyscy juz pracowali. Praciwaliśmy tak dlugo ze Sam wyprostował sie, ściagając czapke i otarł pot z czoła.
- Pora na pięć minut przerwy- powiedzuał i zaśniał się pod nosem.

Długo będe pamietac te sianokosy stojąc trzy dni później przy oknie. Otworzyłam i urochomiłam za pomocą haczyka.
Ciało miałam zesztywniałe i posiniaczone, gdy tamtego wieczoru wróciłam do domu. Nadwyrężylam mieśnie, ktorych rzadko używałam. Pęcherze na dłoniach piekły okropnie, ale już zaczęły pekać i goić sie. Za nic nie zrezygnowałabym jednak z tych sianokosów.
- Charlie, Charlie! Możesz tu na chwile przyjść?
Wtrzałam przez okno i spostrzegłam Aksela który podkuwał konia obok stajni. Szcześliwa ze chce że mną porozmawiać i szybko zeszłam po schodach na dół.
- Mogłabyś przytrzymać jej łeb? Poluzowała się podkowa a musze ją wymienić. Ale ta łobuziara cały czas próboje mnie ugryźć. A nie mam ochoty mieć śladów po końskich zebach na tyłku- powiedział
Musiałam sie uśmiechnąć. Aksel miał w sobie jakiś rodzaj ciepła i dawał poczucie bezpieczeństwa. Emanowała z niego mądrość żyviowa, a przy tym zawsze traktiwał mjie jak swoja córke, pomyślałam i chwyciłam konia za grzywe.
- Wyszlifowałem już kopyto i dopasowałem nową podkowe- wyjaśnił
W przed poludnie postanowiłam skorzystać z okazji i rozejrzeć się. Poszłam do lasu, mialam zamiar iść do Boba. Niestety pomyliłam drogi. W lesie zobaczyłam mały domek. Najpierw poszłam w strone spiżarni, polozona obok domku. Budynek ustawiono na wielkich kamieniach i belkach, żeby myszy nie zakradły sie do ziarna, które gromadzono na parterze. Wspiełam sie po stromych schodach i otworzyłam cieżkie drzwi. Zapasy jedzenia zaczęły juz topnieć. Nie był to powód do niepokoju, bo wkrótce wypełbią się nowym ziarnem. A po uboju na ścianach zawisną świeże wędzonki i kiełbasy. Schody prowadzące do piwnicy zaskrzypiały pod moim ciężarem, pokonywałam jednak spokojnie stopień za stopniem. Tu stało kilka skrzyń, pomalowanych na biało i gdzieniegdzie były róże. Moja uwage przyciagnęła najwieksza z nich. Kłudka nie była zamknieta. Nie znalazłam w niej nic godnego zainteresowania. W pralni już ktoś był wcześniej. Serce zabiło mi mocniej, gdy wróciłam do małego domku. Szłam przez korytarz w piwnicy na palcach. Deski podłogowe skrzypiały. Zatrzymałam sie przed drzwiami do jednego z pokoju, ale drzwi okazaly sie zamkniete. Ponieważ nic nie znalazłam, postanowiłam poszperać w papierach. Miałam właśnie rzadka okazje , by dowiedzieć sie czegoś wiecej kto tu mieszka. Zanim zabrałam sie do dzieła, postarałan się zapamietać dokładnie, jak papiery były ułożone. Osoba natychmiast by zauwazyła ze ktoś szperał w jej rzeczach. Rozejrzałam sie nerwowo, a potem przeszukałam szuflade po szufladzie. Znalazłam jednak tylko stosy kartek zapisanych zawikłanymi prawami. W najmniejszej szyfladzie leżała metalowa szkatułka. To odkrycie sprawiło, że żołądek zawirował. Podekscytowana znów sie rozejrzałam dokładnie. Mróżąc oczy, wyjżałam przez okno i spostrzegłam ze ktoś się zbliża na dziedziniec. Pełna niepokoju i ostrożności postawiłam szkatułke na biurku. Dłonie drżaly ze zdenerwowania.
Zimne dreszcze przeszły mi po plecach, gdy bezskutecznie staralam sie znaleść pasujący kluc. Wyjełam szpilke do włosów i zaczełam nia majstrować przy zamku. Gdy wieczko wreszcie z drzwiękiem, który w moicg uszach zabrzmiał jak huk, skuliłam sie ze strachy. Szkatułka była pełna papierów, osoba musiała je dobrze upchać, żeby sie wszystko zmieściło.
Przez chwile siedziałam nieruchomo i wpatrywałam się w otwartą szkatyłkę. Czy sie odważyć? Czy nie powinnam pójść po rozum do glowy i nie mieszac sie w prywatne sprawy? Ale ciekawość zwyciężyła. Drżałam jak przestraszony ptaszek, gdy zaczełak przegladać papiery. Stare dokumenty nie interesowaly mnie. Nagle zobaczyłam adres Aksera i kilka listow od niego. Wyprostowałam się i skupiłam sie na okrąglym piśmie. Gdy miałam właśnie rozprostować pierwszy arkusik dobiegły mnie jakieś drzwieki z dziedzinca. Podskoczyłam na krześle. Nie spodziewałam sie ze tak szybko ta osoba dotrze do domku. Tak pochłoneła mnie zawartość szkatułki że cały świat przestał istnieć. Błyskawicznym ruchem wsunelan gi sobie do kieszeni i zatrzasnełam wieczko. Brzegi kilku kartej wystawały spok wieczka. Musialam wiec otworzyć skrzyneczke i wepchnąć je głebiej. Jedną dłonią przytrzymałam wieczko, drugą wciskalam listy. Do diabla nic z tego!  Zdenerwowałam sie tak bardzo ze rece sie trzesły. Odchyliłam głowe do tylu, musialam przerwać na chwile, żeby nie wpaść w pabike. W tej samej chwili uslyszalam czyjeś kroki w pokoju obok. Musnęłam dlinią swoja szyje i twarz, zauważając że mam calkiem spocona grzywkę. Czy to bie było szczescie w nieszczęściu? Szczeście zas polegalo na tym ze nie zostałam przyłapana a nieszczescie ze nie wiem do kogi pisał Aksel. Ale mam jeden list wiec dowiem sie tego szybko. Otworzyłam po cichy okno i wyszłam przez nie. Akorat gdy wychodzilam zdążyl ktoś otworzyc drzwi. Cale szczeście że zdążyłam. Pobiegłam szybko do domu.
Wkońcu znalazłam chwile żeby przeczytać list. Aksel pisał ze ma prawa do syna. Że bedzie o niego walczył i że chce go poznac. Tak jest to chodziło o Sama i ciotke Mery. Co ich łaczyło? Sama jestem ciekawa.