niedziela, 14 lutego 2016

14 luty -Rozdział XXIV


Hej kochane::)
Wesołych walentynek i żebyście miały tego swojego wymarzonego Walentego :)Chyba te moje rozdziały wam się podobają bo jest coraz was więcej :) Dziękuje za odwiedzanie;)
Nowy rozdział:) Zapraszam


Na cmentarzu było trochę ludzi. Właśnie oczyściliśmy z chwastów grób taty. Jedynie co zostało, to bukiety kwiatów. Nie padało mocno, ale wystarczająco by zmokły mi włosy. Wcześniej przed południem słońce złociło okolice. Szybko zmieniliśmy wodę w wazonie, odwróciliśmy się z mamą, żeby się nie rozmyślić i ruszyłyśmy wąską ścieżka.
Do grobu ciotki był większy kawałek. Ułożyłam bukiet na grobie. W oczach zaszkliły mi się łzy. paliły niczym ogień pochodnie. Spłynęły po policzkach, ale ich nie otarłam. Odwróciłam się i drobnym krokiem poszłam do domu. Pokonałam schody w kilku susach, otworzyłam drzwi do sypialni i rzuciłam się na łóżko. Płacz znalazł ujście, wcisnęłam twarz w materac i wybuchnęłam szlochem. Skuliłam się jak dziecko. Wiem że śmierć ciotki odbiła się na relacjach z Samem. To był wypadek. Zaraz jednak przeszła mi cała złość, również szybko, jak mnie ogarnęła. Wzięłam chustkę i wydmuchałam nos. Zapragnęłam w tej chwili być kobietą, która kocha. Moje uczucia były pewnie bardziej złożone, niżbym tego chciała.
Odbicie w lustrze odpowiedziało mi grymasem. Włosy tworzyły blond plątaninę przed oczami. Próbowałam je rozczesać palcami. Gdybym tylko mogła zostać jeszcze chwile w pokoju, ale zdawałam sobie sprawę, ze to niemożliwe, bo czeka mnie robota. Musiałam zrobić kolacje. Zaraz pewnie Ingrid mnie zawoła. Nie chętnie zeszłam na dół do kuchni. Sam uważnie mi się przyjrzał, ale nie odezwał się ani słowem.


                                                                                ***


Tydzień później, gdy wchodziłam po drabinie prowadzącej na górę stodoły z sianem, usłyszałam cichy płacz. Zatrzymałam się w połowie drogi, czy może jednak zawrócić. Żałosny płacz rozdzierał moje serce. Ruszyłam wyżej, szczebel po szczeblu. Poznałam, że to kobiecy głos i pomyślałam, że nie powinna się chować i cierpieć w samotności.
- Kama? - szepnęłam, leżała skulona na miękkim sianie. Zbliżyłam się cicho, niepewna jak zareaguje- Co się stało?
Próbowała powstrzymać łkanie i otarła zaczerwienione policzki. Pogładziła się po brzuchu, a potem jeszcze kilka razy. Jest w ciąży, stwierdziłam. Będzie miała dziecko, a jego ojciec ja pewnie zostawił. W takim razie nie pierwszy raz w historii zdarza się ze głodny mężczyzna ulatnia się gdy dowiaduje się o skutkach łóżkowych przyjemności. A teraz Kama leży tu młoda, porzucona i z dzieckiem pod sercem. Urodzenie pozamałżeńskie dziecko naznaczy ja na szyderstwo ludzi.
Kama przestała powstrzymywać łzy i opadła na siano. Płacz przybrał na sile.
Usiadłam ostrożnie obok zrozpaczonej dziewczyny i zacisnęłam dłonie na kolanach. Przez chwile siedziałam w milczeniu. Tak bardzo chciałabym ją pocieszyć, ale trudno mi było nawiązać bliski kontakt. Przesunęłam się bliżej i delikatnie pogładziłam szlochającą przyjaciółkę po plecach. Nie odsunęła się i to ośmieliło mnie by ją przytulić. Stopniowo płacz zaczął cichnąć.
- Nie bój się- poprosiłam- Porozmawiam z twoim tata.
Kama spojrzała na mnie, nie rozumiejąc co mam na myśli.
- Bo chyba jesteś w ciąży, prawda?
Pokręciła przecząco głową.
- Nie , to nie to...- znowu wybuchnęła płaczem
- w takim razie co się stało?- spytałam łagodnie.- Opowiedz mi, może będę mogła ci pomóc?
- tata powiedział że  mama nie żyje. Zmarła dziś w nocy.
- Tak mi przykro- rzekłam
- Nie musisz mi współczuć- bąknęła- Matka od dawna dla mnie nie żyje i od dawna podobno chorowała. To dla niej dobrze ze wreszcie znalazła odpoczynek, ale świadomość, że jej już nie ma jest taj trudny do zrozumienia...
- Na pewno- pocieszyłam- To bolesne, gdy odchodzi ktoś, kogo kochamy
- Nie wiem
- a co twój tata na to?
- Ojciec chce zamieszkać w jej domu i byśmy musieli wyjechać aż do Moskwy.
Moja głowę wypełniły przykre myśli.
- Możesz tu u nas zamieszkasz- podjęłam szybką decyzje- umieścimy ciebie w starym domu. Jest tam dużo miejsca, potem coś wymyślimy. Najważniejsze, by znalazły pomoc w tym najtrudniejszym czasie.
- To niemożliwe- westchnęłam
- Dlaczego?
- Tata nigdy się na to nie zgodzi.
- Możesz z nim przecież porozmawiać- odparłam
- Bardzo ci dziękuje- rzekła i mocno mnie przytuliła.
Odprowadziłam wzrokiem szczupła dziewczynę, która wraca do swojego domu.

Późnym wieczorem weszłam do spiżarni, otworzyłam ciężkie drzwi i weszłam do środka. Spojrzałam na zapasy. Były coraz mniejsze. Musze jutro wybrać się do sklepu. Następnego dnia wybrałam się do Kamy do ich sklepu przy okazji.
- Ojej zobacz tato. Kto przyszedł nas odwiedzić- zawołała Kama.
- Witam cię Charlie. Miło ciebie widzieć. Ciąża ci służy.
Zamarłam. Zrobiło mi się przykro. W dzieciństwie patrzyłam na niego jak na bohatera i zawsze starałam zwrócić jego uwagę. Stopniowo zaczynałam dostrzegać jego ciemne strony. Mój tata i ojciec Kamy zawsze byli dobrymi przyjaciółmi, lecz nie budziło wątpliwości ze mój tata dobrze pamiętał każda awanturę, które wybuchały miedzy nimi.
- To dopiero początek, ale dziękuje.
- A co ciebie do nas sprowadza?
- Musze zrobić zakupy, tutaj mam listę.
- Zaraz zobaczę czy mamy wszystko i ci uszykuje.
- Dziękuje.
Kama chyba była przestraszona że przyszłam do sklepu lub co powiem jej ojcu.
- Charlie tu są wszystkie rzeczy, ale jest dużo tego. Może pomoc tobie. Odwiozę ciebie do domu?
- Niech pan sobie problemu nie robi.
- Nie robisz. Kama zostaniesz chwile sama
- Dobrze tato.
Tata Kamy spakował zakupy do samochodu i gdy jechaliśmy w końcu odważyłam się odezwać i z nim porozmawiać.
-Przepraszam że się wtrącam, ale Kama jest moją przyjaciółka i znalazłam ja wczoraj u mnie na strychu. Płakała. Mama jej nie żyje..
- Moja córka była u ciebie? Tak nie żyje.
- Tak była. Mówiła że pan chce się wyprowadzić do Moskwy. A pan nie pomyślał o jej uczuciach i czy ona chce jechać..
 - Faktycznie. Porozmawiam z nią. I dziękuje że o tym powiedziałaś
- To ja dziękuje że pan mnie odwiózł i że mogliśmy w końcu porozmawiać.
- W ogóle się nie zapytałem jak tobie się układa?
- Raz jest dobrze raz jest gorzej. Jak to życie. Nie wiem co będzie ze mną i z Kamile. Na razie tylko dziecko nas trzyma. Plany były ale co z tego jak się widujemy raz w tygodniu.. Zobaczymy jak to moje życie się ułoży.
-Charlie będzie dobrze zobaczysz. Nie wolno ci się denerwować w twoim stanie.
- Wiem, ale co mam zrobić jak normalnie rozmawiamy a później Się nie odzywa tylko wyskakuje ze nie wie czy nasz związek ma sens.- rozpłakałam się
- Nie plącz będzie dobrze. Masz nas wszystkich pomożemy ci jak będzie trzeba.
Cieszyłam się że w końcu mogłam komuś powiedzieć trochę o moich uczuciach. Ulżyło. Wypakowałam zakupy. Wyczerpana całym dniem poszłam się wykapać i spać




Brak komentarzy: