poniedziałek, 27 lipca 2015

27 lipiec - Rozdział IV


Hej robaczki :)




Był piękny słoneczny dzień, szłyśmy z Kama w milczeniu do szkoły. Każdy w szkole patrzył się na nas bardzo dziwnie. Stojąc przy szafce słyszałam jak jakieś dziewczyny rozmawiają o tym zdarzeniu, zdziwiona nic nie powiedziałam, poszłam na język polski. Pani znów marudziła o głupotach, nie byłam tym zainteresowana wiec zaczęłam się zastanawiać nad swoim życiem, później matematyka i informatyka,w-f. Do domu. Następnego dnia znowu pierwszy był polski. niestety;/ nie lubię tego przedmiotu.W tej samej chwili wszedł dyrektor z nowym uczniem.
- Przepraszam ale macie nowego ucznia nazywa się Tom, zajmij wolne miejsce.
Pech chciał że w całej klasie tylko było jedno wolne miejsce obok mnie..
- Cześć można- zapytał i usiadł.
- Cześć, tak siadaj- odpowiedziałam.
Byłam bardzo zdenerwowana. Siedział obok mnie. Chłopak moich marzeń. Był najprzystojniejszy, najpiękniejszy, najbardziej wyjątkowym facetem jakiego widziałam w swoim życiu. Kiedy tak na niego patrzyłam doznawałam zawrotu głowy. Miałam wrażenie, że głos Toma był niski. Zadzwonił dzwonek, koniec lekcji. Akurat zbliżała się pora lanczu, wiec z Kama poszłyśmy na stołówkę coś zjeść.
Pochodziła z Kanady, ale jak większość nas miała nieskazitelny akcent. Ma około osiemnastu lat, ale wygląda na trzydzieści. Jak zwykle miała na sobie kolorowe zestaw opaska, apaszka, sweter, kombinezon i czarne glany. Wszystko to jakoś do siebie pasowało tylko dla tego że wciąż przypominała słodka, wysoka i szczupłą nastoletnia modelkę. Siedziałam ze spuszczona głowa i zaczęłam gmerać widelcem w jedzeniu
- Rany co to ma być?
Rozgnieciona potrawka, kto wpadłby na taki pomysł.
- Charlotte- głos Toma sprawił, że uniosłam wzrok. Usta miałam pełne papki, do której przełknięcia nie mogłam się zmusić, przekonana ze mój żołądek znienawidzi mnie na zawsze i zacznie odmawiać przyjęcia nawet dobrego jedzenia.
- Mhm- wydusiłam z siebie i przełknęłam z wysiłkiem to co miałam w buzi - Cześć.
- Jak się masz - spytał.
Rozbrajające pytanie.
- Dobrze- wydusiłam z siebie i napiłam się wody - To dobrze. Mogę do was się dosiąść?
- Tak. To jest Kama. Kama to jest Tom, chodzi ze mną do klasy- odparłam.
Kama uśmiechnęła się i znów skopiliśmy się na posiłku. Nie mogłam się powstrzymać, zęby nie spojrzeć przelotnie na Toma.
- Skąd jesteś wogole - Kama zaczęła swoje małe śledztwo.
- Moja ciotka Kristine potrafi leczyć ludzi i przeprowadziliśmy się z Meksyku aż tuta - odpowiedział.
Zadzwonił dzwonek na lekcje i razem z Tomem poszliśmy. Lekcja szybko mineła i wrociłam do domu. Po obiedzie sprawdziłam grafik i ze zdziwieniem stwierdziłam że dziś wieczorem nie mam żadnych obowiązków, nic do zrobienia. zdarzyło się to raz czy dwa razy w tygodniu. Hura!
Weszłam na górę, wzięłam gorąca kąpiel i zawinęłam się w kłębek na łóżku z książka znaczy o ziołach leczniczych. Wiem, nie mogłam się powstrzymać, szybko zanurzyłam się w świecie cudów i rozkoszy świetlików, złoceni, kaczeńców i mleczy. Tyle do nauczenia. Temat był pasjonujący, odpłynęłam myślami tylko ze dwa czy trzy razy, ale w końcu się poddałam i pozwoliłam powiekom opaść. Nie usnęłam mimo zamkniętych oczu nadal widziałam jasne światło lampki do czytania, nadał byłam świadoma małego pokoju i ciemnej nocy na zewnątrz, ale odpływałam. Śniłam aż obudziłam się w lesie. Znaczy to ze to tylko sen ale bardzo realistyczny. Setki lat temu lasy były wszędzie i zęby dostać się z punktu A do jakiegokolwiek innego punktu prawie zawsze trzeba było przejść przez las. Nie jestem wielbicielkom lasów są czarne, wydają się bezkresne i niewiarygodnie łatwo się w nich zgubić albo stracić orientacje. Pełne są odgłosów, latających rzeczy i trzaskających gałęzi. Jednak się w nim znalazłam. Byłam tam a jednocześnie się widziałam jak to we śnie. Miałam czarne włosy, ciężki makijaż, byłam niesamowicie chuda i blada. W rzeczywistości tak nie wygadałam. Nagle ogarnęło mnie poczucie niepokoju i zagubienia. Kiedy szłam pomiędzy drzewami i przedzierałam się przez geste zarośla, które spowalniały mój chód. Twarz i ręce miałam podrapane i piekące. Byłam zdenerwowana cały czas to przybierało na sile. Szukałam czegoś lub kogoś. Nie miałam pojęcia czego. Widziałam że muszę iść cały czas, światło znikało. Czas płynął. Kiedy noc zapadła byłam bliska płaczu, histerii, rozpaczliwie marzyłam o ogniu, przyjaciółce o jej pomocy.
Nagle po lewej stronie wyglądało to na ogień. Odwróciłam się szybko i skierowałam się w stronę światła. Spomiędzy drzew docierał do mnie kojący zapach palonego drzewa. Usłyszałam głos czyżby to był.. On? Tak to był Tom. Przedarłam się prze kłujce gałęzie ostrokrzewu i znalazłam się na małej polanie, na której w kamiennym kręgu migotało jak szalone ognisko.
- Charlotte- odwróciłam gwałtownie głowę, gdy usłyszałam ten głos.
- Tom! Co ty tu robisz?
Uśmiechnął się. Wyglądał nieziemsko pięknie. Oczy miał ciemne, że dostrzegłam w nich odbijające się maleńkie płomienie. Wpatrywałam się w niego, mimo że wyciągnęłam ręce nad ognisko.
- Czekam na Ciebie, skarbie - odparł.Słodkim i upojnym jak wino głosem.
- Na mnie? - odparłam zdziwiona.
- Długo cię nie było- szepnął - strasznie za tobą tęskniłem.
Nagle, zobaczyłam, w ognisku była czaszka i kawałki ciał, poczerniałe, które pożerały płomienie. Otworzyłam usta i jęknęłam z przerażenia. wystarczył mi ułamek sekundy żeby wiedzieć, ze to Kama i Mama. Kto ich zabił i palił ich ciała? Zerwałam się na równe nogi tylko po zęby uciec. Znów Tom uśmiechnął się do mnie. Nie było ucieczki. Nagle moje usta i nos wypełnił nieprzyjemny gryzący smród palonych włosów i skóry. Dym zaczął mnie dusić i przyprawiać o mdłości. Chciałam uciec ale stopy dosłownie wrosły mi w ziemie, oplotły je grube, ciemne i wijące się korzenie. Uwięziły mnie i zaczęły piąć się w górę po nogach.. Znów się dusiłam. Po chwili poderwałam się i otworzyłam oczy. Błądziłam po ścinach, byłam zlana zimnym potem,ale w swoim pokoju. Usłyszałam pukanie do drzwi. Dłonie miałam zaciśnięte w pieści, oddech urywany, usiłowałam wziętość się w garść. Wzięłam kilka głębokich oddechów, zęby się uspokoić.
- Tak.
Starałam się, zęby mój głos brzmiał normalnie. Czułam się tak jakbym przed chwilą skoczyła z mostu. Zerknęłam na zegar na szafce, była prawie dziewiąta. Większość osób o tej porze na pewno jest już w swoich pokojach, a wiele pewnie śpi.
- Kochanie, kolega przeszedł do ciebie, mam go wpuścić- spytała mama.
- Tak-powiedziałam
Usiłowałam wziętość się w garść. Poczułam energie i w ciągu sekundy stałam przy otwartych drzwiach. Opierałam się.
- Cześć- powiedział- Przepraszam ze tak późno przyszedłem, ale nie mam planu lekcji.
Zapatrzyłam się na niego, to wina szoku.
- Nic ci nie jest?- spytał- wyglądasz..
- Nie nic mi nie jest- skłamałam.
- Wejdź do pokoju.
- Żartujesz?
- To nie jest żaden podstęp- powiedziałam -mówiłeś że przyszłeś po plan, myślałam ze chcesz wejść.
Uśmiechnął się i wszedł zaciekawiony do mojego pokoju. Zaczął patrzeć na zdjęcie taty.
-Hmm to twój tata?-zapytał
W oczach pojawiły mi łzy. Myślałam że nie dostrzeże tego ale nie dało się tego ukryć.
- Przepraszam -wyszeptał.
- Nie masz za co. Zmarł jakiś czas temu - westchnęłam ciężko i pozwoliłam sobie na myślenie o ojcu prze kilka chwil. Zwykle tego nie robiłam.
- Nie wiedziałem- położył rękę na moim ramieniu.
- Wiele czasu sierdziliśmy rażę. Wakacje spędziliśmy u ciotki i wydarzył się wypadek. Pies go zagryzł - powiedziałam całe zdanie w jednym wdechu.
- Nie wiem o mam powiedzieć - szepnął i mnie przytulił.W końcu jedna osoba mnie zrozumiała, spędziliśmy na rozmowie prawie do trzeciej nad ranem a trzeba było iść do szkoły. Odprowadziłam go do werandy, a na dworze było bardzo zimno.
- Leć na górę bo przemarzniesz, rano musimy wstać- powiedział.
- To cześć- odwróciłam się i otwierałam drzwi.
-Charlotte - usłyszałam, odwróciłam się stał blisko mnie i własnie wtedy mnie pocałował. Pierwszy raz jego, wargi i dłonie pobudziły we mnie coś.
- Pa - szepnął
Szybko weszłam do swojego pokoju i kiedy sobie to przypominała jego twarde mięśnie, aż przechodził dreszcz po całym ciele. Również opowiadał na temat swoich rodziny. Jego ojciec i matka byli przywódcami jakiejś sekty. Zabili wszystkich oprych jego i starszego brata. Ukryli się pod ciałami swoich rodziców, przygarnęła ich ciotka. Patrzyłam się w ogień na kominku ktory juz dogasał i nasłuchiwałam wycia wiatru, ktory zdawał sie wiać ze zdwojona siłą i wściekłością, za to szybko usnęłam.

1 komentarz:

Mariola pisze...

ciekawie tu, idę do pozostałych rozdziałów :)
zapraszamy w wolnej chwili :)