poniedziałek, 3 sierpnia 2015

3 sierpień - Rozdział V

Witajcie Robaczki;-) Co tam słychać. W końcu nowy post:) Czekam na wasze opinie ..



Zadzwonił budzik. Otworzyłam jedno oko i się zastanawiałam czy to co zdarzyło się wieczorem było snem czy tylko moja wyobraźnia, ale to była prawda. Szybko wstałam, wyszczotkowałam moje jasne włosy ubrałam się i poszłam na śniadanie
- Dzień dobry mamo - powiedziałam i pocałowałam w policzek.
- Cześć kochanie.
Zjadłam szybko śniadanie i pobiegłam na autobus do Kamy. Na dworze było ciepło. Lubie tutejsza pogodę,bo zawsze świeci słońce. Odkąd pogodziłam się ze śmiercią taty, odkrywałam miasto na nowo. Czekała za mną, a obok niej stał Tom.
-Cześć- powiedziałam do niego.
Nic nie odpowiedział. Drzwi do autobusu się otworzyły, gestem wskazał żebym weszła do środka. Zawahałam się, ale weszłam i zajęłam miejsce obok Kamy. Opowiedziałam jej co zaszło.
-Żartujesz-powiedziała
-Mowie poważnie-oznajmiłam
Lekcje mijały szybko. W końcu polski. Usiadł ze mną w ławce i oznajmił.
- Powinnaś coś zobaczyć w stodole, zależny mi - westchnął.
Po lekcjach poszliśmy. Było ciemno i cicho, słychać było jedynie rżenie koni. Znajdowało się tu dziesięć boksów, ale tylko sześć tylko zajmowały konie. Pielęgnacja koni i sprzątanie stajni należały do mniej lubianych prze zemnie zajęć. Z kilku powodów. Tom przystanął na końcu jednego boksa. Drzwi były otwarte. Gestem wskazał, żebym weszła. Nie byłam pewna swojej reakcji, nagle usłyszałam cichutkie odgłosy. Uniosłam jedna brew i wetknęłam głowę za drzwi boksu. Zobaczyłam Kore siedzącą na sianie. Podniosła wzrok i spojrzała na mnie. To jedyna suczka na farmie. Zobaczyłam jedno, dwa ... sześc malutkich wijących się maleństw, tulących się do siebie. Szczeniaki, uklękłam obok Toma. Nie jestem psiara, ani kociara. W ogóle nie jestem wielbicielka domowych zwierzaków. Pochłaniają czas, wymagają uwagi a ja już zapomniałam, jak to jest. a jednak miałam słabość do tłuściutkich szczeniaków z maleńkimi pyszczkami pokrytymi delikatna sierścią, jeszcze ślepych i głuchych.
- Kora wspaniale się spisałaś - westchnął Tom, głaszcząc psa po głowie. Suczka zamknęła oczy, jej wysiłek dobiegł końca.
-Ładne psy-powiedział Tom. Prawie zapomniałam , ze tu jest tak byłam zapatrzona na szczeniaki
-Tak- przyznałam racje
Skojarzyłam je z innymi wyżłami niemieckimi. Wyjęłam najmniejszego szczeniaka, który usiłował się wydostać spod większego, bardziej żywszego brata. Piec szczeniaków wyglądało jak miniaturki Kory-miały masywne brązowe łapki, jasnoszare tułów z ledwie widocznymi brunatnymi plamkami, które w całej okazałości ujawnia się później. Ale jedno małe szczenie wyglądało, jakby z zupełnie innego miotu.A może nawet z innego gatunku, nie przypominało tłuściutkiego i krętego rodzeństwa. Było chude i chyba o polowe mniejsze od największego szczeniaka, do tego prawie całe białe, poza wielkimi rudymi nieregularnymi plamkami które wyglądał tak jakby ktoś wylał na niego kieliszek wina.
- Najmniejsze z miotu- zauważył Tom
- Coś z nim nie tak?- zapytałam
- To cud życia -szepnął
Nagle otrząsnął się i podniósł się z wdziękiem.
- Niedługo do ciebie zajrzymy., Odpocznij trochę
Wstałam i poszliśmy do domu do niego. Jego ciocia przygotowywała bulion dla Kory. Tom i ja zaczęliśmy wchodzić po schodach do jego pokoju. Miał jeszcze starszego brata Bartka. Był umięśniony i blady, widziałam ze przyglądał się czasem, zdziwiony, jakby zastanawiał się jakim cudem jestem. Był słodki, nie był skarżypyta. Był bystry i odważny. Pokój Toma był duży. Drzwi miały płomienne kolory czerwony, żółte i pomarańczowe, duże łózko i mała szafa. Jego oczy były skupione na mnie, a ja byłam jak zawsze zawstydzona i przejęta , tym co zaraz się stanie.Nagle znaleźliśmy się w objechać i całowaliśmy się, Tom starał się zbliżyć do mnie bardziej i bardziej. On wydawał mi się twardy jak klif na Islandii. Wykręciłam się, chciałam żeby przestał bo nie chciałam niczego innego.
Przytrzymał mnie w miejscu jedna dłonią a później jego ciężar znalazł się na mnie. Całował mnie bez przerwy, nie byłam w stanie go odepchnąć, przylegną do mnie tak mocno. Jego druga ręka szukała guzika od spodni, chciał czegoś więcej.  Dłoń zanurzyła się w moich włosach, kiedy całował moje powieki, policzki, brodę, nos w końcu udało mi się złapać powietrze i krzyczeć.
- Ratunku!
Do pokoju wpadł Bartek, zdarzyłam się już wydostać z objęć Toma. Złapałam plecak i wybiegłam, nawet nie wiem gdzie, usłyszałam jak Bartek krzyczy.
- Poczekaj !
Na ogół trzymałam emocje na wodzy, nie wiedziałam do czego on jest zdolny, w ciągu mojego życia nie czułam się tak złe, jak teraz. Ciągle nie potrafiłam uwierzyć ze jego obecne zachowanie jest nienormalne według mnie
- Mógłbyś mnie zostawić w spokoju - wyszlochałam i upadłam na beton.
Przez chwile milczał a ja czułam jego złote oczy wpatrujące się w moja twarz
-Nie zostawię cie.
Obietnica? Groźba? Wybór należy do ciebie! Na szczęście nie musiałam nic mówić, ten dom. Tom był już koszmarem mojego życia. Jak mówiłam wszyscy tutaj jesteście nieśmiertelni ale do czasu jak coś się stanie. Podniosłam się. Bartek wymamrotał coś pod nosem i dał mi swoja bluzę. Skręcało mnie, zęby spytać po co to robi, ale ugryzłam się w język. Otworzył drzwi do samochodu.
-Po co? -spytałam
- Zawiozę ciebie do domu. Jest późno a ty cała się trzęsiesz. Porozmawiam z twoja mama zęby się na zapas nie martwiła- odparł
Na worze było wilgotno i chłodno. Nos zrobił mi się lodowaty. Nie cierpiałam tutejszej ciemności. Przysunęłam się do Bartka na pewno obroni mnie przed niebezpieczeństwem. Wyglądał na zmęczonego. Uniósł rękę i przytulił mnie. Usnęłam. Czuła jak głaska mnie po boku. Myślałam ze śnie, ale to działo się naprawdę. Nagle otrząsnęłam się i podniosłam.
- Gdzie my jesteśmy- zapytałam zmęczona
-Nieważne. Pomyślałem że zabiorę cie w jedno miejsce ale zasnęłaś.
Zrobiło mi się trochę wstyd przed nim,
- Ile czasu minęło? -chciałam wiedzieć
-Niewiele - odparł
Poczułam się tak jakby ktoś przejechał paznokciami po tablicy, ale ona wyglądał na szczęśliwego, a ja cieszyłam się, ze chodź na chwile zapomniałam o dzisiejszym zdarzeniu.
- Nie masz dziewczyny - spytałam.
- Nikt się ze mną nie umówi - skrzywił się- za dużo mam pracy, ale mam nadzieje ze to wkrótce się zmieni- odetchnął dzieżko.
- A ty? Czemu mój brat?
- Nie wiem- skinęłam głową- Chodzimy do klasy, spotkaliśmy się dwa razy, nic więcej nie chciałam.
Bartek zaczął opowiadać o swoim życiu jak jego rodzice zmarli.
-A ja zostałem sam na mojej drodze życia
- Będzie dobrze- te słowa pojawiły się w moich ustach chyba po raz pierwszy, było mi go żal, uśmiechnął się i zapalił samochód i odwiózł mnie pod dom.
- Może.. to powinno się stać..- odparłam
-Charlotte!- powiedział- nie powinnaś tak nawet pomyśleć nie wolno ci. To on będzie się tłumaczył, a nie ty
-Może to ja go sprowokowałam- powiedziałam
-Nie - krzyknął- nie jedna dziewczynę tak chciał skrzywdzić.
Zdziwiłam się, co on powiedział.
-Że co?- końcu wydusiłam słowa
- niepierwsza byłaś, dlatego odesłano nas tutaj, miałem go nauczyć i tłumaczyć ze tak nie wolno. Jesteś śliczna dziewczyna i nie wiąż się z nim, bo będziesz tego żałowała.
Usiłowałam oddychać. To trwało chwile. powtarzałam to sobie bez przerwy, przez cała drogę do sypialni,, jesteś śliczną dziewczyna''. Już tego żałowałam. Weszłam do sypialni szybko przebrałam się w piżamę i wyjrzałam przez okno, zobaczyłam Bartka a serce zaczęło mi bić szybciej. Zastanowiłam się czemu, czy to na jego widok. Nie znałam go wcale , pomachał i wsiadł do samochodu i odjechał. Wiec wślizgnęłam się do zimne łózka i zasnęłam.

Brak komentarzy: