piątek, 24 lipca 2015

24 lipiec- Rozdział III


Cześć Robaczki:) To kolejny rozdział Zapraszam do czytania:) :*



Rano obudziłam się, zeszłam do kuchni wzięłam talerz jedzenia to kolejna zmiana w moim życiu. Na początku proste jedzenie z naszego ogrodu sprawiało, ze zbierało mi się na wymioty. Człowiek nie jest w stanie przyswoić nieograniczonych dawek białka a jednak przyzwyczaiłam się do niego, nauczyłam się przygotowywać i jeść warzywa. Nadal wiele bym dała za czekoladowe ciasto, ale już się nie buntowałam. Po chwili Kama przyszła z skradziona książka.
- Co robimy z ta książka - spytała Kama
- Po szkole poczekamy aż gdzieś pojedzie to ja odniesiemy - odparłam
Przyjechał szkoły autobus i pojechałyśmy do szkoły. Nie mogłam się wogóle skupić na lekcjach, po szkole poszłyśmy oddać książkę, bo akurat kobiety nie było w domu. Kama czekała i wyglądała czy nie nadjeżdża wiedźma.Po cichu weszłam do domu i usłyszałam jakiś stukanie w maszynę do pisania ale mam bujna wyobraźnie wiec dałam spokój. Otworzyłam drzwi a tam przy oknie na fotelu siedział mężczyzna. Ten sam którego szukali od pól roku.
- Poczekaj - powiedział mężczyzna
- To pana jest tym pisarzem co policja szuka pana
- Tak to ja. Teraz słuchaj. Uciekaj szybko i oddaj te książkę. Idź od razu na policje i powiedz im ze mnie tu przetrzymuje i żeby przyjechali po mnie bo więcej tutaj nie wytrzymam i nie cierpię tej kobiety.
- Dobrze już idę- powiedziałam
Szybko zeszłam ze schodów i wyszłam. Od razu Kamie powiedziałam co zaszło na gorze. Poszłyśmy szybko na policje.
- Panie władzo w domu tej pielęgniarki Anny Windson jest przetrzymywany mężczyzna - wydusiłam z siebie
- Co ty dziecko opowiadasz - powiedział policjant.
- Mówimy prawdę! Niech pan tam jedzie i zobaczy -krzyczałam.
- Dobrze już wysyłam kogoś.
- Dziękuje i proszę uważać tam na nią.
Szybko wróciłyśmy do jej domu, samochód już był i policja tez, stali na podjeździe i rozmawiali.
- Co wy dziewczyny powiedziałyście na mnie ze faceta przetrzymuje? -spytała wściekła
- To pani pozwoli ze obejrzę dom - zapytał policjant.
- Pan wierzy dwóm gówniara - powiedziała wściekła -to jest po porostu nie do pomyślenia .
- Proszę pozwolić mi zobaczyć - rzekł policjant
- Dobrze, proszę panie władzo.
- Wy dziewczyny poczekajcie - powiedział policjant
Anna i policjant zniknęli a my po cichu poszłyśmy za nimi i podsłuchiwaliśmy. Policjant rozglądał się i nic ciekawego nie zauważył, gdy przechodził obok drzew do pokoju, ktoś zaczął krzyczeć
-Ratunku! Tu jestem! Haloo!- rzekł Patryk
Oczy mężczyzny otworzyły się gwałtownie i spojrzał się w stronę drzwi, był naprawdę zaskoczony. Otworzył drzwi, spojrzał na niego, szczeka mu opadła, sięgnął do kieszeni i wyjął zdjęcie. Przyjrzał się uważnie.
-O kurwa- rzucił gliniarz - To Ty!
Uwaga Patryka była przez cały czas skupiona na policjancie ze nie zwracał uwagi na Anne.
- Za tobą! Uważaj!-krzyczał Patryk
I chodź wiedział ze już było za późno, mimo to dalej krzyczał. Anna rzuciła się na policjanta wbiła nóż w plecy.
-AAAA!-krzyknął gliniarz.
Kobieta wyciągnęła nóż jednym szarpnięciem i z powrotem wbiła go, jego zaostrzony szpic pękł. Wyglądała jak diabeł, który usiłuje zabić. Pierwszy cios nie sięgnął zbyt głęboko, drugi cios był bardziej boleśniejszy. Mężczyzna runął na ziemie
-A masz! - krzyczała wściekła
-Przestań - krzyczał policjant
-Nie! Niepotrzebnie uwierzyłeś tym dziewuchom! Masz za swoje!- wrzeszczała
Policjant wyjął z kieszeni pistolet i strzelił. Ja i Kama wystraszyłyśmy się i ociekłyśmy. Anna trzymała miejsce w które trafił pocisk.
-Co ty kurwa zrobiłeś?- wymamrotała
Podeszła z nożem do policjanta a on wystrzelił drugi i trzeci raz. Runęła zakrwawiona na ziemie. Chyba nie żyła.
Gliniarz pomógł Patrykowi stać i wyjść na parking. Znosił go na dół. Schodząc po schodach policjant dostrzegł ze na dole znajdują się trzy żarówki, a pomiędzy nagimi belkami były stare pajęczyny, ściany z kamienia.
- Ej dziewczyny - zaczął policjant
- Tak! Co tam się stało- pytałam
- Zadzwońcie i powiedzcie zęby przysłano kogoś jeszcze i karetkę
Kama pobiegła a ja pomogłam zatamować krew. W drzwiach pojawiła się Anna z siekiera. Wrzeszczała ale nie zrozumiałe słowa. policjant krzyknął i próbował zmusić swoja nogę do odwrotu. Z dobra zręcznością i spokojem wskoczył do samochodu. Pierwszy cios siekiery okazał się niecelny ale szyba od drzwi rozsypała się w drobny mak. Zaparło mi dech w piersiach tak mi się wydawało, dopóki nie znalazłam się na podjeździe, czując zapach krwi. Spuściłam wzrok i zobaczyłam ze mam prawa nogę zmiażdżona. Policjant zaczął krzyczeć wiec Anna odwróciła się w jego kierunku i krzyczała, odrąbała mu prawa rękę, wrzasnęła ponownie i jego ruga ręka zniknęła. Czołgał się w stronę otwartych drzwi samochodu, na zakrwawionych kikutach. Z domu wyskoczyła Kama z kanistrem benzyny i oblała kobietę. Patryk oparty o samochód miał w kieszeni pudełko zapałek, ale w środku spoczywała tylko jedna jedyna zapałka. Jedna powinna wystarczyć. Potarł zapałkę o draskę ale zapałka  nie zapaliła się. Spokojnie zrób to powoli. Pociągnął zapałkę znów i tym razem na końcu tekturowego patyczka pojawił się blady, żółtawy płomyczek.
- Patryk ! Ostrożnie. Co robisz - krzyknęła Anna
Jej głos był przepełniony bólem, wyciągnęła przed siebie ręce i szła w kierunku pisarza.
Zapała się już wypalała i oparzyła mu opuszki palców, opuścił ja przez krótka potworna chwile myślał że zgasła i w tej samej chwili Anna zaczęła się palić
-aaaaa- to nie był krzyk tylko jęk.
Anna runęła jak kłoda na podjazd. Po chwili przyjechał radiowóz i karetka wyskoczyło z niej dwóch lekarzy z gaśnica i ugasili płomienie a ciało było mocno zwęglone i przykryli ja jakimś kocem czy czym podobnym, dokładnie nie pamiętam dobrze tych końcowych wydarzeń bo straciłam przytomność z utraty krwi.
Obudziłam się dopiero w szpitalnym łóżku jak dwaj gliniarze rozmawiają z mama.
-Kochanie dzięki bogu.
Moja noga została ponownie połamana. Lekarze powiedzieli mi, ze będę kulała do końca, ale będę mogła za to chodzić i w zasadzie nie powinno sprawiać bólu.Z początku wszystkie dni były takie same,podobne do siebie. Co rano budziłam się w swoim pokoju, co rano jadłam śniadanie. Po śniadaniu wyglądałam prze okno na rozległe lasy, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność, a patrząc tak, dochodziłam wolno do wniosku, że jeśli nie wyjdę na dwór, to znów będę musiała siedzieć w domu i nic nie robić. Zmuszałam się do wyjścia. Po kilku dniach, zmusiłam się i w końcu wyszłam.Krew szybciej poczynała krążyć mi w żyłach,ale walka z wiatrem, wiejącym od strony lasu, wyrabiała mi siły. Biegała po to tylko, by się zagrzać, a nie cierpiałam wichru, który wiał prosto w moja twarz i wył.

1 komentarz:

Kasia:*:* pisze...

:-) świetne.