sobota, 28 listopada 2015

28 listopada- Rozdział X

 Hej kochani :) Dziękuję za tyle wejść do mnie :) Jednak ktoś czyta moje posty.
 Trochę szybko kolejny rozdział, ale mam czas wiec nadrabiam zaległości dla was. A we wszystkim    pomaga mocna kawa i duża czekolada ale nie jedna tylko dwie:( po prostu koszmar. Mój facet  mi wczoraj przypomniał o niej wiec dzisiaj kupiłam milke toffi wholenut i tak siedzę i pisze :)
 Zapraszam do wcześniejszych rozdziałów i postów. :)





Kiedy następnego ranka otworzyłam oczy i coś mi się nie zgadzało. Było jakoś jaśniej, w dodatku zdawałam sobie sprawę, że na zewnątrz nie zalega mgła. Zjadłam miskę płatków i wypiłam trochę soku pomarańczowego. Uważałam, że poprzedniego dnia zrobiłam z siebie idiotkę i powinnam raczej zacząć unikać. To było podejrzane. Zdawałam sobie sprawę, że to facet z innej bajki. Dzień zapowiadał się koszmarnie. W drodze do nowej szkoły. Nareszcie zapomniałam na jakiś czas o leku. Nigdy wcześniej nie miałam takiego powodzenia u chłopaków, choć przecież od wyjazdu Bartka nic nie zmieniło się wcale fizycznie. Po prostu moi starzy koledzy traktowali mnie wciąż jak zgrabna małolata. Rzadko widywałam nowe twarze. Chyba jednak wolałam kiedy nie zwracano na mnie uwagi. Mój samochód dobrze się spisywał na lodzie. Mimo to jechałam bardzo wolno, nie chcąc doprowadzić do karambolu. Gdy wysiadłam pod szkołą, zobaczyłam czemu zawdzięczam tę niezwykła przyczepność. Minęło mi coś srebrnego. Podeszłam do tylnich kół sprawdzić co to. Cały czas trzymałam się wozu. okazało się, że każda opona owinięta jest siatka cienkich łańcuszków. Mama musiała wstać Bóg wie jak wcześnie, żeby zamontować to zabezpieczenie. Cztery auta dalej stało i wpatrywał się we mnie z przerażeniem w oczach.Podeszłam do schodów. Dostrzegłam ze są oblodzone lodem wiec próbowałam pomału wejść na nie zęby nie spaść. Ale ze mnie zawsze niezdara była wiec spadłam.
- Charlie. Nic ci nie jest?
- Nie - mój głos brzmiał jakoś dziwnie. Chciałam usiąść, kiedy zdałam siebie sprawę ze trzymał mnie cały czas w żelaznym uścisku
- Uważaj- ostrzegł mnie, widząc ze staram się podnieść.- sadze ze uderzyłaś się w głowę naprawdę mocno.
Dopiero gdy wyprostowałam się poczułam silny ból nad prawym uchem.
-Auu!!- syknęłam zaskoczona.
usłyszałam po chwili wycie syren. Powiedział ekipie ratunkowej ze uderzyłam się w głowę i ze mogę mieć wstrząs mózgu. W szpitalu lekarz mnie zbadał i oznajmił.
- A zatem panno..- powiedział niezwykle sympatycznym głosem - jak się czujesz?
- Dobrze.- odparłam
- Wszystko wyszło dobrze, głowa ciebie nie boli?
-Nie. Nic mi nie jest- odparłam- mogę już iść do domu.
- Jeśli będziesz czuła się gorzej lub będziesz miała zawroty głowy głowy wróć z powrotem do szpitala - powiedział lekarz.
- Dobrze. Dziękuje i odwidzenia.
Mama zaczepiła lekarza z prośba o szczegóły . nie słyszałam o czym rozmawiają.
Zeszłam z łózka szpitalnego i wzięłam swoja kurtkę i gdy odwróciła się plecami do wyjścia podeszłam do mnie.
- Jak się czujesz?
- Dobrze. Możemy pogadać?- spytałam
- Tak. A o czym? Co chcesz ode mnie wyciągnąć?
- Uratowałeś mi życie, ale jak to możliwe stałeś daleko ode mnie.
- Zdaje ci się, szedłem za tobą, akurat jak się poślizgnęłam byłem tuż za tobą. A co według ciebie wydarzyło?
- Wiem, tylko że nie stałeś blisko mnie tylko koło swojego samochodu.
Bez słowa wyjaśnienia wsiadł do samochodu i odjechał.  usiłowałam znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie.
Wiedziałam już przynajmniej, że nie zwariowałam jakim cudeml mnie uratował.



Pierwszy tydzień po wypadku był dla mnie trudny, pełen napięcia niezwykle krepujące. Po powrocie do szkoły, znalazłam się w centrum uwagi. Starałam się żeby moje historyjki brzmiały przekonująco, ale wszyscy inni twierdzili, ze nie wiedzieli co jest ze mną, dopóki nie zobaczyli mnie w szkole.  Siedziałam tam, gdzie zawsze, nie jadłam lanczu. Na lekcji siedziałam jak najdalej było tylko możliwe.

Zaciskałam dłonie w pięści. Bardzo pragnęłam z nim porozmawiać. Zjawiłam się w sali on już był w ławce, patrzył prosto przed siebie. Siadając, myślałam że spojrzy się w moją stronę, ale zdawał się nie zauważyć.
- Cześć -powiedziałam
Odwrócił się i tylko popatrzył na mnie. Udało mi się nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. Nauczyciel prosił nas o oddanie wypracowań. Martwiłam się co ja zrobiłam nie tak, niemalże podskoczyłam na krześle gdy nauczyciel się do mnie odezwał.
- O czym mowie dokładnie Charlie? -spytał nauczyciel.
Pokręciłam przecząco głowa. Gdy wyszłam do sali od polskiego, Kama czekała już za mną.
- Jedziesz dzisiaj ze mną do sklepu?- spytała- coś się stało?
- Nie nic. Może tylko ze sie do mnie nie odzywa.
- Czemu?- spytała
- Nie wiem. Nawet nie odpowiedział na moje ,,cześć''
- Daj spokój z nim, nie jest tego wart
Cała drogę do sklepu rozmawiałyśmy. Po zakupach odwiozłam Kamę do domu. Zjadłam kolacje i poszłam spać.



Znalazłam dorywcza prace żeby nie siedzieć w domu i nie myśleć o nim, Kama pracowała już tam wcześniej, bo kierownikiem był jej ojciec. Gdy weszłam do sklepu  ojciec Kamy krzyczał na nią, po chwili się wtrąciłam do rozmowy.
- Niech pan przestanie krzyczeć, klientów odstrasza to. - krzyknęłam
- Zamknij się- wrzasnął.
-Pana interes ledwo zipie, bo nikt nie chce mieć z panem do czynienia! Córka pana się boi.
Chyba przesadziłam. Żyła pulsowała mu w skroni, a ja zastanawiałam się czy przypadkiem nie dostanie zawału. Najwyraźniej odjęło mu mowę.
- A co cię to obchodzi?- syknął - Trzymaj się z daleka od mojej córki.
Zamurowało mnie. Byłam naiwna, spodziewałam się ze zostanę zwolniona. Po tej awanturze, pracowałam inaczej niż Kama. Mijałyśmy się tylko. Kiedy znalazłam się z dala od sklepu, zatrzymałam się. Samochód został w tyle i poszłam w niewłaściwym kierunku. Nie było mowy, żebym jeszcze raz przeszła obok jasno oświetlonej wystawy. Zła i zdenerwowana. Miałam tak bladą twarz, jakby odpłynęła z niej cała krew. Zobaczyłam, ze jestem przy spożywczym sklepie, wiec weszłam do środka. Skierowałam się do działu że słodyczami po krótkich męczarniach zdecydowałam się na cukierki o smaku kwaśnych jabłek. Dziwnie się nazywają i nie umiem tej nazwy nawet wymówić. Przy kasie, kiedy podawałam kasjerce pieniądze, zerknęłam w dział ze słodyczami. Dostrzegłam znajomy błysk. To był on. Kasjerka wydała mi resztę, starałam się nie stracić go z oczu. Wyszłam swobodnie przed drzwi, a potem ostro skręciłam w prawo.
-Charlie! - Byłam zła na siebie że ten głos budzi we mnie takie uczucie, jak bym znała go całe życie. Odwróciłam  się niechętnie, miałam się nie baczności.
- Co? - powiedziałam w końcu- Teraz chce ci się ze mną gadać?
- Nie, nie za bardzo- przyznał, jego wargi zaradzały i się uśmiechnął.
- No to, o co ci chodzi?- warknęłam
- Moje zachowanie jest karygodne. Ale uwierz to najlepsze rozwiązanie.
- Nie rozumiem- odparłam
- Lepiej będzie , jeśli nie będziemy utrzymywać ze sobą bliższego kontaktu- wyjaśnił.
- Szkoda tylko ze dopiero teraz na to wpadłeś- wycedziłam
 Moje zdanie go bardzo zaskoczyło. Patrzył z niedowierzaniem. W końcu zebrałam się i odeszłam kawałek. Kad razu zastawił mi drogę.
- To kwaśne jabłka- powiedział i wziął ode mnie cukierka.
- Dzięki ze spytałeś.
Znów wzruszył ramionami i włożył sobie cukierka do ust.
- I.. co porabiasz? - spytał
Zdziwiona odpowiedziałam;
- To co zwykle, idę do domu- odparłam
- Myślałem ze może chcesz stąd się wyrwać,uciec od ludzi-szepnął
Przewróciłam oczami. Płatki śniegu padały mi an głowę i roztapiały się na włosach. Było wyjątkowo zimno. Normalny człowiek w tej chwili uświadomiły sobie ze popełniłam błąd by się wycofać. Ale nie ja.
- Z chęcią - odparła,
Zaśmiał się
-Proszę.- zawrócił i otworzył mi drzwi od samochodu.
Męczący dzień gdzieś odpłynął. Ciało się rozluźniło, ramiona wyprostowały. Ta chwila była idealna. Wyprostowałam się, czując wzrok jego. Musiałam sobie poradzić z ogromnym pragnieniem dorwania się do obcego faceta, którego nawet nie znałam
- Zapnij pasy- powiedział
Poszliśmy do knajpy zjeść coś, jak to po za sezonem świeciły pustkami. Kelnerka zmierzyła go od stóp do głów, po czym przywitała się z serdecznym uśmiechem.
-Prosimy stolik dla dwojga, zależałoby nam na większej prywatności- odparł
- Oczywiście- odparła kobieta i poszliśmy za nią- czy to państwu odpowiada?
-Idealnie- posłał jej oszałamiający uśmiech
Po złożeniu zamówienia, kelnerka przyniosła koszyk z pieczywem.
- Zimno ci?- zapytał troskliwie.
- Tak trochę, nie wzięłam kurtki ze swojego samochodu.
Zaczął zdejmować swoją kurtkę, miała niesamowicie cudowny zapach.
- Wszystko w porządku?- spytał - Przez chwile wyglądałaś na bardzo zdenerwowaną.
- Tak w porządku- odparłam nieprzekonująco.
- Nie słyszę twoich myśli.- odparł.
- Zawsze tak masz?
- Nie robię tego celowo- przyznał
Gdyby wiedział co mi się przydarzyło, zostawiłby mnie. Zorientowałam się, ze przygląda mi się
- Czy mogę Ci zadać jedno pytanie?- poprosiłam
- Za chwile odparł- weź swoje rzeczy i choć do samochodu.
Pędziliśmy z nadmierną prędkością jakaś pusta ulicą i zdawał się nie zwracać najmniejszej uwagi na to co dzieje się na drodze.
- Tylko jedno - podkreślił
- hmmm . Mówiłeś że nie słyszysz moich myśli. Jak to działa? Potrafisz prześwietlić każdego, niezależnie od tego gdzie jesteś? Jak to robisz? Czy tez twoja rodzina tak umie?
- To więcej niż jedno- wytknął mi- Prócz mnie nikt z rodziny tego nie potrafi. Musze znajdować się dość blisko.
- Jak sadzisz, dlaczego mnie nie słyszysz?
Patrzył na mnie zagadkowym wyrazem twarzy.
- Nie wiem. Jednym wytłumaczeniem na które wpadłem. jest to ze twój umysł odpiera to.
- Czyli mój mózg nie pracuje normalnie?- przejęłam się tym bardziej, niżby wypadało.
Potem wysiadłam, niezdarnie. Opierałam się o maskę samochodu i patrzyłam na jezioro.
- Nie obchodzi mnie kim jesteś.- odparłam pogodnie
- To naprawdę nie ma znaczenia?
Pokiwałam przecząco głową.
Milczeliśmy dłuższa chwile. Przygryzłam wargi. Dobrze że nie mógł mi czytać w umyśle. Po chwili siedzenia, w końcu jechaliśmy bardzo szybko, że lada chwila powinniśmy być na miejscu. Przypadkiem zerknęłam na szybkościomierz.
- Matko Boska! - zawołałam - Natychmiast zwolnij!
- Coś nie tak? - zapytał zdumiony.
- Jedziemy sto sześćdziesiąt na godzinę- wciąż nie mogłam się uspokoić. Rozejrzałam się spanikowana, ale w ciemnościach nic nie było widać.
-Uwierz mi nic nam nie grozi.
Podjechaliśmy już pod nasze domy, w oknie świeciła lampa, ale nie było mi spieszno do wyjścia.
- Słowo honoru, że będziesz jutro w szkole?- spytałam .
-Słowo będę.
Zastanawiałam się nad tym przez chwile, pokiwałam głową, po czym zdjęłam pożyczoną kurtkę.
- Zatrzymaj ja.  Nie będziesz miała w co rano się obrać.
- Nie chce się tłumaczyć mamie- wyjaśniłam.
- Jasne.
Nadal nie chciało mi się wysiadać, choć trzymałam już dłoń na klamce, próbując jakoś przedłożyć wieczór.
- Charlie?- zawołał zmienionym głosem
- Tak?- odwróciłam się w jego stronę.
- Obiecasz mi coś?
- Oczywiście- natychmiast pożałowałam tej przedwczesnej zgody.
- nie choć sama po ciemku!-powiedział stanowczo.
- Nie ma sprawy- odparłam i się uśmiechnęłam
- Do jutra- rzucił.
- Cześć
- Miłych snów- powiedział
Kamil zgasił silnik. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak jest mi zimno. Sięgnęłam po klucze i otworzyłam drzwi.
- To ty Charlie?- zawołała mama z salonu.
- Cześć mamo- weszłam do pokoju żeby się przywitać.
- Wcześnie wróciłaś- odparła
- Naprawdę?- odparłam zdziwiona
- Jeszcze nie ma ósmej. Jak w pracy?
- Było super.
Nadal nie mogłam dojść do siebie. Napiłam się soku, zrobiłam sobie kolacje. Wzięłam ja i powili weszłam po schodach, coraz bardziej zmęczona. Dopiero parząca woda prysznica otrzeźwiła mnie. W końcu musiałam wyjść, bo sączyła się ciepła woda. Owinąwszy się zaraz starannie ręcznikiem. Przeszłam do pokoju i szybko przebrałam się w piżamę i zjadłam jeszcze ciepła kolacje. Wskoczyłam do zimnego  łóżka.
Wiatr gwałtownymi porywami uderzał o ścianę. Tysiące myśli wirowało mi w głowie, byłam niemal sztywna ze strachu. Wiedziała, że czas nagli, bo rano trzeba było wstać do szkoły. Wiec przykryłam się i zasnęłam

Brak komentarzy: