piątek, 27 listopada 2015

27 listopada - Rozdział IX

Hej kochani:)
W końcu coś dodaje z nowych rozdziałów :)
Zapraszam też do wcześniejszych :) 
Proszę :*





Mama oznajmiła mi że jedziemy na wakacje .Same we dwie. Bałam się co na to Bartek powie. Było mi trochę przykro ze aż dwa tygodnie mnie nie będzie widział. Wiec pospiesznie się spakowałyśmy i ruszyłyśmy. Jadąc  szeroko otworzyłyśmy samochodowe okna. Było dwadzieścia cztery stopnie w cieniu przy absolutnie bezwietrznym niebie. Miałam na sobie moja ulubiona koszulkę bez rękawów, z białej koronki. Droga była bardzo mecząca ale dużo zobaczyłam. Jezioro.... Bardzo głębokie i długie, to jest najpiękniejsze miejsce. Ciemnogranatowa, zapewne zimna, jakby posrebrzana na powierzchni, na wodzie gdzieniegdzie można dostrzec duże pływające kwiaty. Drzewa odbijające się od tafli jeziora, las jakby wychodził po za brzegi, zwłaszcza duże pnie. Stojąc na brzegu były widać wysokie góry. Z zapartym tchem podziwiałam rozciągający się przede mną krajobraz. 
Zatrzymałam się nad brzegiem stromego urwiska. Nigdy nie ujrzałam czegoś tak pięknego. Oczy mi iskrzyły, nogi uginały się pode mną. Ręce trzęsły się ze wzruszenia, a serce biło tak mocno, jakby chciała wyskoczyć z piersi. Widok był  cudowny. Pojechałyśmy dalej. Widziałam ruchome wydmy. Poczułyśmy się tam jak na prawdziwej pustyni, rozciągały się łagodnie pofalowane wzgórze czystego, białego piasku. Wiatr rzeźbił w nim rożne wzory, błyskawicznie zasypując ślady pozostawione przez ludzi i zwierzęta. Nie było tutaj żadnych roślin. Ten krajobraz który jest niesamowity, zmienia się z dnia na dzień. Widziałam zamek budowany ponad 100 lat temu, miał wysokie wierze i bardzo duże wysokie okna, zakończone ostrymi lukami.
Dojechałyśmy w końcu do pensjonatu, znajdował się we wschodniej części. W pięknym nadmorskim parku, w którym przeważają prawie stuletnie sosny. Byłyśmy od morza ok 70 metrów. Można wiec powiedzieć ze jest położony prawie przy samej plaży. Spokojna drogą zeszłam bezpośrednio na plaże dosłownie w kilka minut. Brzegiem można było dojść nad ,,czerwona rzekę'', oddalona od pensjonatu. Idąc na zachód można dojść do centrum mimista. W pensjonacie było tylko 16 pokoi, dwa trzy i cztero osobowe w większości z balkonami.  
Na ogromnym terenie znajdował się plac zabaw dla dzieci. Grill, miejsce parkingowe oraz internet bezprzewodowy. Tego własnie tutaj szukałam. Byłam mocno zmęczona wiec poszłam się szybko wykapać. Drzwi się ostrzyły, stała w nich mama. Wyglądała pięknie w purpurowym szlafroku. Roześmiała się, kiedy zobaczyła mnie siedząca na łóżku.
- Wiedziałam ze się tu czaisz.
- Co się pod spod wkłada? - spytałam, wyciągając szlafrok- Myślę o piżamie z długim rękawem.
- A po co w ogolę coś pod to zakładać- mama uśmiechnęła się promiennie
- O nie!- moje oczy rozbłysły z przerażenia
- bla bla bla
- Będzie mi zimno- zauważyłam
- Nie poczujesz- obiecała
-Chyba nie chcesz powiedzieć mamo ze mam być pod tym zupełnie naga?
Mama cmoknęła i wyszła. kiedy szlam korytarzem zacisnęłam zęby.
Na kolacji czułam się głupio i byłam zawstydzona z powodu szlafroka. Mimo ze wszyscy je włożyli. Były w rożnych kolorach.
Starsza pani miała srebrzystoszary jak jej włosy, jej maż intensywnie błękitny. Następne małżeństwo. trochę młodsze, czterdziestoletnia kobita ciemny a jej maż szmaragdowozielony. Młody chłopak Julian czerwony. Wniosłam wymownie brwi , biorąc duży łyk szampana.
Rozejrzałam się dookoła i zorientowałam się ze tylko ja jestem ubrana na biało i tylko ja miałam cienka wełniana apaszkę ciasno owinięta wokół nadgarstka. Wiedziałam ze bez niej nie wyjdę z pokoju.
-Podaj mi ciecierzyce- poprosił Julian. 
Siedział po prawej stronie. W jego głosie słychać było echo.
Pozostali roześmiali się i uderzyli kieliszkami. Zobaczyłam mój kieliszek z szampanem i chwyciłam go . Szampan powinno się sączyć ale nie miałam alkoholu u ustach od prawie dwóch lat. Wypiłam go bardzo szybko. Mama uśmiechnęła się promiennie i napełniła mi z powrotem kieliszek. 
- Delektuj się nim- powiedziała mama-i nie spiesz się.
Wzięłam łyk jak prawdziwa dama i odstawiłam kieliszek, przekonana ze jest to najlepsze jakie piłam. Było cudowne i delikatne jak skrzyżowanie motyla z osa. Ktoś otarła się o mnie, przeskakując ławkę zęby usiąść. Nie musiałam unosić wzroku, zęby wiedzieć ze to Bartek. Twarz od razu mi się rozpromieniła, kiedy katem oka zobaczyłam jego. Jego szlafrok był w kolorze ciemnego bursztynu. Szybko nabrałam duszonych warzyw z największego półmiska i wrzuciłam sobie na talerz. 
-Spodziewałam się, ze szybko przyjedziesz- powiedziałam
- Zależy mi ,wiec jestem.
Już miałam zapytać czy idziemy się przejść ale odezwała się mama;
-Jedz i uciekaj!
Jej słowa były bardzo zrozumiałe i mówiła całkiem poważnie. Bartek rozprostował jedna dłoń i chwycił widelec i zaczął zajadać. Wyglądało na to ze to ja byłam najbardziej nieufna osobą na świecie. A on był najfajniejszym facetem. Miałam zamiar iść spać przed dwunasta i odpuścić sobie wszystko. Nasza dwójka stanęła obok Ogniska, wpatrując się w hipnotyzujące płomienie, które lizały suche drewno i skarały się po jego krawędziach jak kot, a potem je pożerały. Tak jak przypuszczałam było potwornie zimno. Wyciągnęłam ręce w stronę ogniska, ale i tal drżałam z zimna.
- Za chwile nie będziesz czuła chłodu- powiedział.
Policzki mi zapłoniły z wrażenia. 
- Charlie- powiedział
- Tak?
- Nie ma sensu żebym ciebie dłużej zwodził, wyjeżdżam do pracy...
Jego słowa zbiły mnie z tropu. Czułam ze muszę uciec od tego. Przyciągnął mnie do siebie a ja wyswobodziłam się z jego objęć. Ruszyłam w stronę swojego pokoju, szybkim krokiem. Nie interesowało mnie czy on idzie czy nie. Wierzcie albo nie, ale on naprawdę mi pomógł w trudnych sprawach.Wiedziałam ze nic się nie wydarzy bo czekałam na odpowiedniego faceta który będzie ze mną nawet jak nie będzie seksu. Położyłam się wściekła do łózka i zeznałam.
Gdy wróciliśmy po wakacjach do domu była połowa grudnia. Nie chodziłam już do szkoły ale miałam zamiar iść na studia. Cóż to dalsze plany. Wzięłam oliwkę do skórek i wylałam odrobinę na szmateczkę. Czytaliście kiedyś może ze ludzie Dożywają ponad stu lat. Tak czy siak, beznadziejna sprawa. Zresztą kto wie! Może tez będę tyle żyła . Za oknem zobaczyłam nowych sąsiadów.
- Och, jaki ładny dom- usłyszałam głos Małgorzaty.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę na kogo patrze. Przystojnego mężczyznę. Nie miałam jednak ich poznawać, chwyciłam szybko kieliszek i nosem wciągnęłam słodki, bogaty zapach. Wzięłam łyk i pozwoliłam pozostać w ustach. Ale to wino było cudowne. Starałam nie myśleć co było kiedyś. Zaczęłam gotować obiad. Pomieszczenie wypełniało się zapachem pieczonego mięsa, od którego zaburczało mi w brzuchu. Pokroiłam warzywa. Później oprószyłam maka stół. Wzięłam plastikowy pojemnik z wyrośniętym ciastem i zabrałam się do formowania bułeczek.
- Cześć!- zawołał  Jaś, aż podskoczyłam tak się przestraszyłam.
- Cześć- pomyślałam  skąd się on zwiło.
- Przeprowadziliśmy się obok- odparł
Oczy Jasia wyraźnie się powiększyły na widok słodkich bułeczek.
- Zaraz wyciągnę z piekarnika ciepłe bułeczki, chciałbyś spróbować?
- Tak! chce- odparł z radością
Wyjęłam z piekarnika formę i chwile musieliśmy odczekać, aż ostygną. Wziął jedna i zaczął jeść.
-Jasiek gdzie ty jesteś? - krzyczała zdenerwowana Małgorzata.
Otworzyłam drzwi i poinformowałam ze mały jest u mnie.
-Przepraszam bardzo za tego małego urwisa- odparła
- A nic się nie stało
- Choć do domu- powiedziała jego mama
Mały z bułka w reku wyszedł szczęśliwy na taras.
- Może państwo są głodni. Zrobiłam obiad zapraszam.
- Z chęcią przyjmiemy zaproszenie, bo my nic nie wzięliśmy ze sobą.
Cały czas z Małgorzata Rozmawialiśmy, ojciec Jaśka nic się nie odzywał tylko kiwał czasem głową. Kamil tak miał na imię, przystojniak którego widziałam kiedyś w szpitalu.
- Jest nadzieja na deser?- zapytał jasiek
- Przestań nie wolno tak- odpowiedział Kamil
- Brdzie coś czekoladowego. hmm może być budyń?- odparłam
- Wspaniale -obdarzył nas szeroki uśmiechem
Zrobiłam budyń , zjedli go z apetytem. Podziękowali mi za pyszny obiad i zaprosili do siebie jak tylko się urządza . Od tego momentu wszystko potoczyło się inaczej niż planowałam.









Brak komentarzy: