Hej kochane:) Jak tam kochane po świetach. No wiec w nowym roku życze wam dużo postow na blogu. Dużo prac nowych, spełnienia marzeń tych małych i tych dużych. A dzisiaj cudownej zabawy. No niestety w tym roku mój sylwester odbywa sie w domu pod kołdrą i z książką i niestety bez ukochanego. Milej zabawy i Szcześliwego Nowego Roku. A teraz nowy rozdział. Zapraszam i dziekuje za miłe komentarze i że jesteście u mnie i jest coraz was wiecej. Dziekuje :*
Rozkoszkowałam się tą wyprawa wszystkimi zmysłami. Niekiedy szłam ramie w ramoe z Nim. ale nawet nie próbowałam sie odsunąć. Tak przyjemnie sie mi szło. Czułam ciepło człowieka o którym tyle myślałam, wdychałam jego zapach.
Po obu stronach drogi rosły krzaki i zarośla. W krótce wyszliśmy na łakę i przez niskie krzewy dojrzeliśmy kamienne ogrodzenie.
- Pomoge ci przeskoczyć. Skoro niesiesz koszyk z jedzeniem - dodał.
Skoczył pierwszy i obrócił sie zaraz, żeby podać mi reke. Jego dotyk ciepłej, szorstkiej dloni sprawił że bardziej go pragnełam. Kocham tego mężczyzne. Dopiero teraz zaczełam zdawać sobie sprawe, jakie uczucie w człowieku rodza, gdy w gre wchodzi miłość. Mama dala mi grabie, wyrywając mnie z rozkosznych doznań.
- Zaczynamy kosić, a ty bedziesz ustawiać słupki.
Postawiłam koszyk z jedzeniem i odparłam z wielkim uśmiechem.
- Bierzmy się do pracy, bedę uważać.
W krótce wszyscy już pracowali. Pracowaliśmy tak dluższy czas. Sam wyprostował sie i ściągając czapke otarł pot z czoła.
- Pora na pięć minut przerwy - powiedział i zaśmiał się pod nosem.
Długo będę pamietać te sianokosy. Stojąc trzy dni później przy oknie. Otowrzyłam i unieruchomiłam za pomocą haczyka. Ciało miałam zesztywniałe i posiniaczone, gdy tamtego wieczoru wróciłam do domu. Nadwyrężyłam miśnie, których rzadko używałam. Pęcherze na dłoniach piekły okropnie, ale już zaczeły pekać i goić się. Za nic na świecie nie zrezygnowała bym jednak z tych sianokosów.
- Charlie, Charlie! Możesz tu na chwile przyjść?
Wyjrzałam przez okno i spostrzegłam Aksela, który podkował konia w stajni.
Szcześliwa, że chce ze mna ktoś porozmawiać i szybko zeszłam po schodach na dół.
- Mogłabyś przytrzymać łeb temu łobuzowi. Poluzowała mu się podkowa, musze ja wymienić. Ale tez łotr cały czas czas próbuje mnie ugryźć. A nie mam ochoty mieć śladów po końskich żebach na tyłku- mruknął
Musiałam sie uśmiechnąć. Aksel miał w sobie jakiś rodzaj ciepła i dawał poczucie bezpieczenstwa jak kiedyś mój tata. Emanowała z niego mądrość życiowa, a przy tym zawsze traktował mnie jak równą sobie. On jest życzliwy, pomyślałam i chwyciłam konia za grzywe.
Aksel przejechał ręką po przedniej lewej nodze. Koń nie znał Aksela, ale podniusł kopyto od razu.
- Wyszlifowałem już kopyto i dopasowałem podkowe- wyjaśnił
W przedpołudnie postanowiłam skorzystać z okazji i rozejrzeć sie w nowym dworze.
Najpierw ruszyłam w strone spiżarni, położona na wzgórzu niedaleko skał. Budynek ustawiono na wielkich kamieniach i belkach. Żeby myszy nie zakradły sie do ziarna, które gromadzono na parterze. Wspiełam sie po stromych schodach i otworzyłam cieżkie drzwi. Zapasy jedzenia zaczęły już topnieć. Noe był to powód do niepokoju, bo wkrótce wypełnią się nowym ziarnem. A po uboju na ścianach zawiśną świeże wędzonki i kiełbasy. Za miesiąc albo dwa we dworze zjawi sie kobieta, zajmująca się wypiekami. Rozpali ogień pod blachami i upiecze setki kawałków chrupiącego chleba.
Schody prowadzące na piętro zaskrzypiały po moim ciężarem, pokonywałam jednak spokojnie stopieñń za stopniem. Tu stało kilka pomalowanych w róże skrzyń. Moją uwagę przyciągnęła największą. Wypróbowałam kilka kluczy, nim znalazłam właściwy. Kłódka otworzyła się z hukiem. Nie znalazłszy nic godnego zainteresowania, zamknełam ją na klucz. W pralni już kiedyś byłam. Serce zabiło mi mocniej, gdy wróciłam do domu i zakradłam sie na pietro. Szłam przez korytarz na palcach. Deski podłogowe skrzypiały. Zatrzymałam się przed drzwiami do jednego z pokoji, ale były zamknięte na klucz, nie chciało mi się szukać z prawie stu kluczy. Ponieważ na pietrze nie znalazłam odpowiedzi na moje pytania, postanowiłam poszperać w papierach ciotki. Miałam właśnie rzadką okazjr by dowiedzieć się częgoś o niej. Zanim zabrałam sie do dzieła. Postanowiłam się zapamiętać dokładnie, jak papiery były ułożone.ciotka natychmiast by zauważyla że ktoś szperał w jej rzeczach. Rozejrzałam się nerwowo, a potem przeszukałam szuflade po szufladzie. Znalazłam jednak tylko stosy kartek zapisanych zawikłanymi prawami. W najmniejszej szufladzie leżala metalowa szkatułka. To odkrycie sprawiło ze żołądek zawirował. Podekscytowana znów się rozejrzałam. Mróżąc oczy wyjrzałam prze okno i spostrzegłam, że Mama, Ingrid i Sam zbliżali się pomału na dziedziniec. Pełna nie pokoju i ostrożności postawiłam szkatyłke na biurku. Dlonie drżały ze zdenerwowania. Zimne dreszcze przeszły mi po plecach, gdy bezskutecznie starałam się znaleść pasujacy klucz. Wyjełam szpilnę do włosów i zaczełam nia majstrować przy zamku. Gdy wieczko wreszcie z dźwiekiem, który w moich uszach zabrzmiał jak huk, skuliłam się ze strachu. Szkatułka była pełna papierów, ciotka musiała je dobrze upychać, żeby się wszystko zmieściolo.
Przez chwile siedziałam nieruchomo i wpatrywałam się w otwartą szkatułką. Czy się odwarzyć? Czy nie powinnam pójść po rozum do głowy i nie mieszać sie w prywatne sprawy? Ale ciekawość zwyciężyła. Drżałam jak przestraszony ptaszek, gdy zaczełam przegladać papiery. Stare dokumenty nie interesowały mnie. Nagle zobaczyłam jego adres i kilka listów od niego do ciotki. Wyprostowałam się ze zdziwieniem. Gdy miałam właśnie rozprostować pierwszy arkusik, dobiegły mnie jakieś dźwieki z dziedzinca. Podskoczyłam na krześle.w tej samej chwili usłyszałam głos Ingrid
- Charlie! Chodz na dól.
- Juz ide.
Boże miłosierny. Nie spodziewałam się ich tak szybko. Tak mnie pochłonela zawartość szkatułki, że nie usłyszałam ich. Błyskawicznym ruchem złożyłam list, wsunęłam go z powrotem i zatrzasnełam wieczko. Brzegi kilku kartek wystawały spod wieczka, musiałam wiec spowrotem skrzynke i wepchnełam je głebiej. Jedną dłonią przytrzymałam wieczko, druga wcisnełam szpilke do zamka. Do diabla nic z tego! Zdenerowałam się tak bardzo że rece mi sie trzesły.
Odchyliłam glowe do tylu, musiałam przerwać na chwile żeby nie wpaść w paniek. W twlej samej chwili do pokoju wszedł Sam
- Co tu robisz? -warknął ze złością.
- Jeśli koniecznie musisz wiedzieć, to szpilka ukuła mnie w palec, gdy na nia nadepnełam. Wyobraź sobie jak mnie to zabolało.- pokazując szpilke do włosów Samowi.
Sam ze złością wyszedł. Musnełam dłonią swoją szyje i twarz, zauważając, że mam całkiem spoconą grzywke. Czy to nie było szczeście w nieszcześciu? Nieszczęście polegało na tym ze nie zdążyłam przeczytać listu, szczeście zaś na tym że nie zostałam przyłapana na gorącym uczynku. Co by bylo, gdyby Sam zjawił sie dziesięć sekund wcześniej? Zadrżałam na samą myśl o tym. Zebrałam się i poszliśmy wszyscy do domu.
Rozkoszkowałam się tą wyprawa wszystkimi zmysłami. Niekiedy szłam ramie w ramoe z Nim. ale nawet nie próbowałam sie odsunąć. Tak przyjemnie sie mi szło. Czułam ciepło człowieka o którym tyle myślałam, wdychałam jego zapach.
Po obu stronach drogi rosły krzaki i zarośla. W krótce wyszliśmy na łakę i przez niskie krzewy dojrzeliśmy kamienne ogrodzenie.
- Pomoge ci przeskoczyć. Skoro niesiesz koszyk z jedzeniem - dodał.
Skoczył pierwszy i obrócił sie zaraz, żeby podać mi reke. Jego dotyk ciepłej, szorstkiej dloni sprawił że bardziej go pragnełam. Kocham tego mężczyzne. Dopiero teraz zaczełam zdawać sobie sprawe, jakie uczucie w człowieku rodza, gdy w gre wchodzi miłość. Mama dala mi grabie, wyrywając mnie z rozkosznych doznań.
- Zaczynamy kosić, a ty bedziesz ustawiać słupki.
Postawiłam koszyk z jedzeniem i odparłam z wielkim uśmiechem.
- Bierzmy się do pracy, bedę uważać.
W krótce wszyscy już pracowali. Pracowaliśmy tak dluższy czas. Sam wyprostował sie i ściągając czapke otarł pot z czoła.
- Pora na pięć minut przerwy - powiedział i zaśmiał się pod nosem.
Długo będę pamietać te sianokosy. Stojąc trzy dni później przy oknie. Otowrzyłam i unieruchomiłam za pomocą haczyka. Ciało miałam zesztywniałe i posiniaczone, gdy tamtego wieczoru wróciłam do domu. Nadwyrężyłam miśnie, których rzadko używałam. Pęcherze na dłoniach piekły okropnie, ale już zaczeły pekać i goić się. Za nic na świecie nie zrezygnowała bym jednak z tych sianokosów.
- Charlie, Charlie! Możesz tu na chwile przyjść?
Wyjrzałam przez okno i spostrzegłam Aksela, który podkował konia w stajni.
Szcześliwa, że chce ze mna ktoś porozmawiać i szybko zeszłam po schodach na dół.
- Mogłabyś przytrzymać łeb temu łobuzowi. Poluzowała mu się podkowa, musze ja wymienić. Ale tez łotr cały czas czas próbuje mnie ugryźć. A nie mam ochoty mieć śladów po końskich żebach na tyłku- mruknął
Musiałam sie uśmiechnąć. Aksel miał w sobie jakiś rodzaj ciepła i dawał poczucie bezpieczenstwa jak kiedyś mój tata. Emanowała z niego mądrość życiowa, a przy tym zawsze traktował mnie jak równą sobie. On jest życzliwy, pomyślałam i chwyciłam konia za grzywe.
Aksel przejechał ręką po przedniej lewej nodze. Koń nie znał Aksela, ale podniusł kopyto od razu.
- Wyszlifowałem już kopyto i dopasowałem podkowe- wyjaśnił
W przedpołudnie postanowiłam skorzystać z okazji i rozejrzeć sie w nowym dworze.
Najpierw ruszyłam w strone spiżarni, położona na wzgórzu niedaleko skał. Budynek ustawiono na wielkich kamieniach i belkach. Żeby myszy nie zakradły sie do ziarna, które gromadzono na parterze. Wspiełam sie po stromych schodach i otworzyłam cieżkie drzwi. Zapasy jedzenia zaczęły już topnieć. Noe był to powód do niepokoju, bo wkrótce wypełnią się nowym ziarnem. A po uboju na ścianach zawiśną świeże wędzonki i kiełbasy. Za miesiąc albo dwa we dworze zjawi sie kobieta, zajmująca się wypiekami. Rozpali ogień pod blachami i upiecze setki kawałków chrupiącego chleba.
Schody prowadzące na piętro zaskrzypiały po moim ciężarem, pokonywałam jednak spokojnie stopieñń za stopniem. Tu stało kilka pomalowanych w róże skrzyń. Moją uwagę przyciągnęła największą. Wypróbowałam kilka kluczy, nim znalazłam właściwy. Kłódka otworzyła się z hukiem. Nie znalazłszy nic godnego zainteresowania, zamknełam ją na klucz. W pralni już kiedyś byłam. Serce zabiło mi mocniej, gdy wróciłam do domu i zakradłam sie na pietro. Szłam przez korytarz na palcach. Deski podłogowe skrzypiały. Zatrzymałam się przed drzwiami do jednego z pokoji, ale były zamknięte na klucz, nie chciało mi się szukać z prawie stu kluczy. Ponieważ na pietrze nie znalazłam odpowiedzi na moje pytania, postanowiłam poszperać w papierach ciotki. Miałam właśnie rzadką okazjr by dowiedzieć się częgoś o niej. Zanim zabrałam sie do dzieła. Postanowiłam się zapamiętać dokładnie, jak papiery były ułożone.ciotka natychmiast by zauważyla że ktoś szperał w jej rzeczach. Rozejrzałam się nerwowo, a potem przeszukałam szuflade po szufladzie. Znalazłam jednak tylko stosy kartek zapisanych zawikłanymi prawami. W najmniejszej szufladzie leżala metalowa szkatułka. To odkrycie sprawiło ze żołądek zawirował. Podekscytowana znów się rozejrzałam. Mróżąc oczy wyjrzałam prze okno i spostrzegłam, że Mama, Ingrid i Sam zbliżali się pomału na dziedziniec. Pełna nie pokoju i ostrożności postawiłam szkatyłke na biurku. Dlonie drżały ze zdenerwowania. Zimne dreszcze przeszły mi po plecach, gdy bezskutecznie starałam się znaleść pasujacy klucz. Wyjełam szpilnę do włosów i zaczełam nia majstrować przy zamku. Gdy wieczko wreszcie z dźwiekiem, który w moich uszach zabrzmiał jak huk, skuliłam się ze strachu. Szkatułka była pełna papierów, ciotka musiała je dobrze upychać, żeby się wszystko zmieściolo.
Przez chwile siedziałam nieruchomo i wpatrywałam się w otwartą szkatułką. Czy się odwarzyć? Czy nie powinnam pójść po rozum do głowy i nie mieszać sie w prywatne sprawy? Ale ciekawość zwyciężyła. Drżałam jak przestraszony ptaszek, gdy zaczełam przegladać papiery. Stare dokumenty nie interesowały mnie. Nagle zobaczyłam jego adres i kilka listów od niego do ciotki. Wyprostowałam się ze zdziwieniem. Gdy miałam właśnie rozprostować pierwszy arkusik, dobiegły mnie jakieś dźwieki z dziedzinca. Podskoczyłam na krześle.w tej samej chwili usłyszałam głos Ingrid
- Charlie! Chodz na dól.
- Juz ide.
Boże miłosierny. Nie spodziewałam się ich tak szybko. Tak mnie pochłonela zawartość szkatułki, że nie usłyszałam ich. Błyskawicznym ruchem złożyłam list, wsunęłam go z powrotem i zatrzasnełam wieczko. Brzegi kilku kartek wystawały spod wieczka, musiałam wiec spowrotem skrzynke i wepchnełam je głebiej. Jedną dłonią przytrzymałam wieczko, druga wcisnełam szpilke do zamka. Do diabla nic z tego! Zdenerowałam się tak bardzo że rece mi sie trzesły.
Odchyliłam glowe do tylu, musiałam przerwać na chwile żeby nie wpaść w paniek. W twlej samej chwili do pokoju wszedł Sam
- Co tu robisz? -warknął ze złością.
- Jeśli koniecznie musisz wiedzieć, to szpilka ukuła mnie w palec, gdy na nia nadepnełam. Wyobraź sobie jak mnie to zabolało.- pokazując szpilke do włosów Samowi.
Sam ze złością wyszedł. Musnełam dłonią swoją szyje i twarz, zauważając, że mam całkiem spoconą grzywke. Czy to nie było szczeście w nieszcześciu? Nieszczęście polegało na tym ze nie zdążyłam przeczytać listu, szczeście zaś na tym że nie zostałam przyłapana na gorącym uczynku. Co by bylo, gdyby Sam zjawił sie dziesięć sekund wcześniej? Zadrżałam na samą myśl o tym. Zebrałam się i poszliśmy wszyscy do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz