Hej kochani :)
Nowy rozdział jest a mianowicie dwa wrzucam bo mnie kilka dniu tu nie będzie :) Zapraszam na wcześniejsze rozdziały. Na pewno w tygodniu uda mi się wrzucić ozdoby świąteczne :)
Mama wyjechała pół godziny temu do sklepu z nadzieja że wszystko potrzebne rzeczy dostanie. O w pół do ósmej Kamil szykował się na kort tenisowy, Samowi przypomniało się ze musi zatelefonować do mechanika w sprawie jakiejś części do jego samochodu, ciotka przygotowywałam mu śniadanie.
Pasowało mi doskonale wszystko do moich planów, które bez pośpiechu miałam zrealizować.
Ciocia postawiła przed synem talerz jajecznicy na bekonie i usiadła obok chłopca. Sam zerknął na nią z lekkim zdziwieniem znad czytającej książki, po podaniu śniadania ciocia dopiła druga filiżankę kawy i zaczęła
- Mogę z tobą chwile porozmawiać?
Zdziwienie chłopca przeszło nieomal w osłupienie. Jego małomówna z natury i zazwyczaj spokojna matka była wyraźnie podekscytowana.
- Pewnie, mamo- zamknął książkę i odłożył na bok.
- Czy chciałbyś... - odchrząknęła i zaczęła od nowa- co byś powiedział gdyby, tak pojechała do Francji i odwiedziła wujka Dzima i ciocie Karolinę? -Tylko ciotka była dwa razy za zagranicą od czasu choroby. Ostatnio z wujkiem w Pradze. Pojechali tam na aukcje charytatywna, na której zdobyli dużo pieniędzy na leczenie
- Jasne - odparł- a kiedy?
- Myślałam o poniedziałku- powiedziała- Wybrałabym się na tydzień.
- No chyba! Ale wydawało mi się ze będziesz chciała mnie ze sobą zabrać.
- Wiem ze byś nie chciał, zostaniesz u cioci i z Charlie.
Uśmiech rozjaśnił twarz Sama. Nadział na widelec kawałek bekonu, włożył go do ust i zaczął żuć.
- Wiem, że obiecałam, ze wymienimy silnik z samochodu, to zamów wszystko a ja zapłacę.
- To mama jedz i nie przejmuj się niczym. Charlie się mną zajmie.
Za drzwiami zobaczyłam mamę z siatkami zakupów. Ciotka z Samem poszli i wypisali czek, powtarzając sobie w pamięci, że w drodze powrotnej musi zatrzymać się w banku i przelać na konto stosowną sumę z rachunku oszczędnościowego, zęby czek miał pokrycie. Po kilku miesiącach na rachunku oszczędnościowym mieli nieco ponad czterdzieści tysięcy dolarów. Złapałam za siatki
- Postawmy to na stole.
-Nie wiem kiedy będę- i poszłam się szybko przebrać i wyszłam.
Raptowne wyjście kompletnie mnie oślepiło. Wiele ludzi z miasta, a także po za tą miejscowością, chętnie zajmuje się sprawami sąsiadów. Wiec wyruszyłam do ogrodu. Nie musiałam iść daleko. Obszerny otoczony murem dom. Pogrążona byłam w rozmyśleniach. Weszłam na podwórze. Było to podwórze pełne zieleni niezwykle czysto utrzymane. Po jednej stronie rosły wielkie, stare wierzby, po drugiej wyniosłe topole. Nie poniewierał się tam żaden zabłąkany patyk czy kamyk, bo gdyby było inaczej pewno bym to zobaczyła. Można było dosłownie jeść z ziemi bez obawy. Wejściowe drzwi były olbrzymie i ciężkie. Zbite z masywnych i dziwnie pociętych desek, były poprzebijane wielkie, żelazne gwoździe z metalu. Odeszłam i zwróciłam się ku furtce w żywopłocie, wciąż myślałam o ogrodzie w którym nikt nie był od kilkunastu lat. Ciekawa byłam , jak wygląda i czy są tam kwitnące kwiaty. Po przejściu furtki znalazłam się w rozległych ogrodach. Z drugiego ogrodu wyszedł mężczyzna od razu mnie rozpoznał.
- Jak się podoba.
- Przepiękne są te ogrody.
Doszłam do końca ścieżki przez następne zielone drzwi. Tam znów mury, warzywa, kwiaty i drzewa. Pomyślałam że nic nie mam do roboty przez resztę wakacji wiec postanowiłam tu przychodzić.
- Jesteś tu- zawołał mężczyzna.
Ogrodnik zwrócił się ku sadowi i zaczął pogwizdywać cichutko i łagodnie. Nie mogłam pojąć, jak taki szorstki człowiek mógł umieć tak ładnie wabić. Usłyszałam cichy odgłos lotu w powietrzu. Były to ptaszki które usiadły na murze i zaczęły ćwierkać. Miałam myśl że ptaszki są bardzo oswojone.
- One przylatują, gdy je zawołasz? - zapytałam.
- A jak! Poznałem już te łobuzy.
- A co to za ptaszki?
- Nie wie panienka? To zwykle wróbelki to najmilsze ptaszki pod słońcem. Przywiązują się do miłych ludzi.
Ptaszki dziobały, przystając od czasu do czasu i przyglądając się nam. Zdawało się, ze one patrzą na mnie ze szczególna ciekawością. Miałam dużo pytań by zadać je Bobowi, ale byłam zamyślona i zaciekawiona tajemniczymi zamkniętymi drzwiami. Przez cały miesiąc chodziłam tam codziennie.
Pięknego jesiennego ranka wyjrzałam przez okno, zobaczyć jaka jest pogoda. Po kilku tygodniach spędzonych na dworze mój apetyt stał się większy. Na owsiankę patrzyłam już obojętnie, a nie odsuwałam jej od siebie. Wzięłam łyżkę i jadłam aż się uszy trzęsły.
- Dzisiaj się uwinęłaś szybko.- rzekł Sam.
- Jakoś tak mi dzisiaj smakuje.- odparłam
- Ten ogród daje ci taki apetyt- rzekł- Ja też bym chciał w końcu go zobaczyć.
- To się ciepło ubierz i pójdziemy tylko szybko.
Z ukochanym miałam kontakt ale tylko telefoniczny. Mój ukochany miał dużo pracy wiec nie zawracałam mu głowy. Czasem potrzebowałam porozmawiać z nim o wszystkim i o niczym.. Chciałabym żeby był na miejscu ale co zrobić. Poczekam za nim ile trzeba.
Sam ubrał się ciepło wiec poszliśmy. Człapał się pomału wiec musiałam czasem go przytrzymać, bo w lesie są nierówne podłoże, a on o kuli. Ptaszek siedział na wierzbie, akurat zaczął swoja pieśń.
- To ten ogród.
- To bardzo dziwne- powiedział - ale tu jest ponuro.
- No jest jesień wiec wszystko trzeba przygotować na zimę.
Cały dzień prawie byliśmy na dworze a kiedy wieczorem zasiedliśmy do kolacji, poczuliśmy się bardzo głodni. Nie gniewał się już wcale na mnie, bo bezustannie gadał. Coś dziwnego bo słuchała go z przyjemnością. Po skończonej kolacji usiedliśmy przed ciepłym kominkiem.
- I co idziesz jutro ze mną czy nadal nie lubisz tego ogrodu?- spytałam.
- Z chęcią, ale jutro mama wyjeżdża i chciałbym ja odwieść- rzekł
Następny tydzień padał ulewny deszcz, wiec wyprawa do ogrodu nie była możliwa. Cały czas padało, a myślałam ze to najsłoneczniejsze miejsce na świecie.
- Co my będziemy robić gdy tak pada?- zagadał Sam.
- No zjemy śniadanie i pojedziemy do sklepu. - odparłam i puściłam oczko.
Mały był pod wrażeniem ze coś kombinuje. Pojechaliśmy droga przez las do ogrodu, ale ze dalej padało zapukaliśmy do drzwi, otworzył nam Bob, był zaskoczony nasza wizyta.
- Przyjechaliśmy w odwiedziny- powiedział Sam.
- Wchodźcie, wchodźcie. Strasznie pada- powiedział.
Ogrodnik zaczął trochę opowiadać o właścicielce która miała pierwsza ten dom. W tym czasie jej ojciec wybudował ten ogród, w którym teraz mamy zajedzie na słoneczne dni. Mężczyzna pozwolił nam trochę pobuszować po pokojach. Otworzyliśmy drzwi, wyszliśmy na korytarz i zaczęło się długie wędrowanie. Korytarz był bardzo długi. Drzwi i tylko drzwi bez końca. Na ścianach dużo rożnych obrazów. Najwięcej chyba pejzaży, lecz też były portrety mężczyzn, kobiet i dzieci. Nie wiedzieliśmy czego mamy się spodziewać. W każdym pokoju było sporo obrazów. Ciotka i Sam sprzedali dom i wprowadzili się do nas. Byłam szczęśliwa ze mam młodszego brata. Zawsze chciałam mieć rodzeństwo. Była już zima, trochę czas szybko leciał.
Następnego dnia obudziłam się i usiadłam na łóżku. Spojrzałam nieprzytomnie w okno, przez które wlewał się potok jasnego światła odbijającego się od śniegu, ale żaluzje były zasunięte. Przez chwile nie mogłam sobie przypomnieć gdzie ja jestem. W pierwszy, momencie przeszedł mnie rozkoszny dreszcz, po czym wróciłam mi świadomość. Jestem w domu. Jednym susem wyskoczyłam z łózka i podbiegłam do okna. Podciągnęłam żaluzje, które zaskrzypiały niemiłosiernie.Widok był zaskakująco piękny. Myślałam czy iść dzisiaj do ogrodu trochę pomóc Benowi. W drzwiach stał Sam i przyglądał mi się ze zdziwieniem.
- Cześć- powiedział
- Ale mnie wystraszyłeś.
- Co będziesz dzisiaj robić?
- Pewno pójdę Benowi trochę pomóc, idziesz ze mną?- spytałam
- Jasne.
Nigdy nie widziałam go tak radosnego i szczęśliwego z powodu jakiegoś ogrodu. Przez cała zimę chodziliśmy pomagać, a to podpieprzać, przynieść drewno i takie małe prace.
W końcu idzie wiosna. Przyszła odpowiedz na moje opowiadania. Chce wydać książkę wiec muszę jeszcze trochę nad tym popracować żeby im się podobało, a to wszystko dzięki Samowi.
Byłam szczęśliwa ze wszytko idzie tak jak po mojej myśli, tylko Kamil z daleka ode mnie.
- Jak tam idzie praca przy ogrodzie?- spytała mama.
- Dobrze, teraz wiosna się zaczyna wiec będzie dużo kwiatów i dużo pracy.- odparłam
- Dzięki temu ogrodowi Sam zaczął regularnie jeść i spać, a my kiedy będziemy mogły go zobaczyć? - spytała cioci
- Kiedy będziecie chciały?- zapytał Sam
- Juto możemy iść z wami?
- Jasne! Tylko że dla was pracy nie będzie.
Byliśmy pod wrażeniem że chcą nam pomóc i przy okazji Bobowi, bo był starszy i a dużo pieniędzy też nie miał żeby tylko kupować kwiaty i inne sprzęty. Następnego dnia mama i ciocia pojechały i kupiły dużo nasion, cebulek i narzędzi. I dobrych smakołyków.
Wysokie mury ogrodu były okryte bezlistymi pnączami, tak gęstymi, że nie było widać muru. Róże były dobrze przykryte więc nie zmarzły. Ziemia była pokryta jeszcze śniegiem.
- Jak tu cicho!- wyszeptały obie
- To jest moja mama Evi a to ciocia Mery, uparły się ze chcą pomóc. Kupiły nasiona i inne rzeczy.
- Tak? Dziękuje bardzo za to. Tam są już maleńkie kiełkujące krokusy albo pierwiosnki - powiedział Ben.
Ciocia rozmawiała z Bobem o tym żeby ten ogród pokazać ludziom i zarobić z tego pieniądze. Ciocia znała się trochę na pisaniu artykułów do gazety lub do internetu. My z Samem zrobiliśmy dróżkę wiodąca przez las, to nam wyszło, byliśmy zadowoleni.
Mama, ciocia i Bob sprzątali wszystkie pokoje. Okazało się ze obrazów jest bardzo dużo. Znawca wycenił obrazy i okazało się ze niektóre na przykład jakaś kobieta z dzieckiem jest najcenniejsza. Bob był zadowolony ze może pokazać komuś ogród . Nie musi go sprzedawać.
Było dużo chętnych do obejrzenia ogrodu. Pierwszego dnia było kilka tysięcy osób, byliśmy zachwyceni że aż tyle. Wtedy mógł zatrudnić dobrych ogrodników bo już miał z 60 lat.
- Dziękuję wam kochani że pomogliście mi we wszystkim- odparł Bob
- Ludzi jest coraz więcej i prawie wszystkie obrazy już sprzedaliśmy.
- Dzień dobry - odparł wysoki mężczyzna
zdziwieni odwróciliśmy sie.
- Dzień dobry, w czym możemy pomóc?- spytał Sam
- Szukam właściciela tego ogrodu- mężczyzna był bardzo przystojny, od razu wpadł mamie w oko
- Tak. To jest mój ogród.
- Ciesze się że mogę poznać pana, dużo opinii jest o tym ogrodzie. Chciałbym go kupić- odparł
- Przykro mi ale ona nie jest na sprzedaż.-stanowczym glosę odparł staruszek.
Rozmawialiśmy dłuższą chwile. Obok furtki stanęła kobieta z 12 letnim chłopcem, a ona miała możne 35 lat. Nie wiem dokładnie. Trzymała w obu rękach ciężkie walizki. Z oczu popłynęły jej łzy. Szła z wielkim wysiłkiem. Koniec płaszcza wydawał się wilgotny. Przystanęła obok fontanny, głęboko wciągnęła powietrze po czym znowu ruszyła dalej.
Pokonała ostatni odcinek dzielący ją od bramy. Bob patrzył na nią tak jakby zobaczył ducha.
- O mój Boże! Czy to ty ? Nic Pani się nie zmieniła.
To przecież ona była właścicielka ogrodu, staliśmy talk i popatrzyliśmy na siebie.
- Dzień dobry. Wildze ze otworzyłeś ogród dla ludzi. Znajdzie się jeden pokój dla nas?- zapytała
- Jasne.
Tego dnia było dużo odwiedzających, zachwycali się wszystkim. Bob cały czas siedział w bibliotece z ta kobieta , a młody zaczął bawić się z tym chłopczykiem Kalosem.
Zmęczona poszłam przez las do domu. Myślałam onim kiedy wróci, kiedy znów go zobaczę. Pomyliłam drogę i nie w tym kierunku szłam ale doszłam do tajemniczego jeziora, co kiedyś siedziałam z Bartkiem. Usiadłam na pisaku i myślałam.
Spojrzałam i widziałam ze słońce przedziera się przez chmury. Przepełniło mnie niezwykłe uczucie, jakby całkiem obce, a z drugiej strony dobrze znane. Jakaś mewa zabłądziła. Uniosłam muszle, przyłożyłam ja do ucha i usłyszałam leciutki szum. W tym samym momencie przypomniały mi się chwile spędzone z nim.
- Co do pogody, to mamy szczęście, a ty miałaś po nocy nie chodzić po lesie sama.- powiedział
Ucieszyłam się ze w końcu przyjechał.
- Na prawdę ciesze się ze już wróciłeś.- odparłam i przytuliłam się do niego.
Był taki przystojny, niewiarygodnie przystojny! Oczy lśniły mu najczystszym blaskiem. Westchnęłam, całkiem oszołomiona. Był tu obok, Najprawdziwszy!
- Nie ma nic lepszego od wody- oświadczyłam.
- Kwiaty dla pięknej dziewicy- roześmiał się i wyciągnął zza pleców bukiet czerwonych kwiatów. Róże.
- Kupiłeś kwiaty dla mnie? -zawołałam - Dziękuje.
Wciągnęłam świeży zapach kwiatów
- Och ! -zawołałam i zarumieniła się z zakłopotania- nie wolno ci pytać o takie rzeczy, a jak już chcesz wiedzieć tak jestem dziewicą.
Przeszyło mnie spojrzenie ciemnych oczu. Pochyliłam głowę, ale on od razu ujął moja twarz w obie dłonie i uniósł ku sobie. Nie próbowałam się wyrwać z jego rąk, ale trzymał mnie mocno. Nie przejmował się wcale moim zakłopotaniem.
- Odmówisz mi?
- Jak mogłabym odmówić- odparłam- ale przyjdzie czas na to wiec chciałabym po mojemu to zrobić.
- Wiec chciałabyś?- zapytał
Pogłaskał mnie delikatnie kciukiem po policzku. Jego bliskość wprawiła mnie w oszołomienie. Jego delikatne, czułe opuszki palców wzniecały we mnie morze zmysłów.
- kocham cię- odparłam i wtedy pocałował mnie namiętnie.
Szlak!
Musiał zadzwonić ten pieprzony telefon, akurat teraz. Mama martwiła się o mnie.Wiec odwiózł mnie do domu. Gdy szłam już spać, ustałam przy oknie i marzyłam. Musnęłam wargi palcem. Jak w ogóle się czułam, gdy on mnie pocałował?
Na samą myśl o tym poczułam coś dziwnego w okolicach pod brzuszka i zadrżałam z radości. Gdy zamykałam oczy, potrafiłam bez trudu przywołć każdą rysę jego twarzy. Intensywnie ciemne spojrzenie spod ciemnej grzywki, która zawsze miał mocno na żelowana. Wyglądał jakby cały czas się uśmiechał albo był bliski śmiechu.Wpatrywałam się jak zaczarowana w jego czerwone usta, gdy coś mówił. Patrzyłam, jak gestykuluje całym ciałem, gdy coś opowiada. Potrafił mowić z wielkim zaangażowaniem, ale i słuchać uważnie kazdego mojego słowa. Opadłam na brzeg łóżka i zasnełam.
Nowy rozdział jest a mianowicie dwa wrzucam bo mnie kilka dniu tu nie będzie :) Zapraszam na wcześniejsze rozdziały. Na pewno w tygodniu uda mi się wrzucić ozdoby świąteczne :)
Mama wyjechała pół godziny temu do sklepu z nadzieja że wszystko potrzebne rzeczy dostanie. O w pół do ósmej Kamil szykował się na kort tenisowy, Samowi przypomniało się ze musi zatelefonować do mechanika w sprawie jakiejś części do jego samochodu, ciotka przygotowywałam mu śniadanie.
Pasowało mi doskonale wszystko do moich planów, które bez pośpiechu miałam zrealizować.
Ciocia postawiła przed synem talerz jajecznicy na bekonie i usiadła obok chłopca. Sam zerknął na nią z lekkim zdziwieniem znad czytającej książki, po podaniu śniadania ciocia dopiła druga filiżankę kawy i zaczęła
- Mogę z tobą chwile porozmawiać?
Zdziwienie chłopca przeszło nieomal w osłupienie. Jego małomówna z natury i zazwyczaj spokojna matka była wyraźnie podekscytowana.
- Pewnie, mamo- zamknął książkę i odłożył na bok.
- Czy chciałbyś... - odchrząknęła i zaczęła od nowa- co byś powiedział gdyby, tak pojechała do Francji i odwiedziła wujka Dzima i ciocie Karolinę? -Tylko ciotka była dwa razy za zagranicą od czasu choroby. Ostatnio z wujkiem w Pradze. Pojechali tam na aukcje charytatywna, na której zdobyli dużo pieniędzy na leczenie
- Jasne - odparł- a kiedy?
- Myślałam o poniedziałku- powiedziała- Wybrałabym się na tydzień.
- No chyba! Ale wydawało mi się ze będziesz chciała mnie ze sobą zabrać.
- Wiem ze byś nie chciał, zostaniesz u cioci i z Charlie.
Uśmiech rozjaśnił twarz Sama. Nadział na widelec kawałek bekonu, włożył go do ust i zaczął żuć.
- Wiem, że obiecałam, ze wymienimy silnik z samochodu, to zamów wszystko a ja zapłacę.
- To mama jedz i nie przejmuj się niczym. Charlie się mną zajmie.
Za drzwiami zobaczyłam mamę z siatkami zakupów. Ciotka z Samem poszli i wypisali czek, powtarzając sobie w pamięci, że w drodze powrotnej musi zatrzymać się w banku i przelać na konto stosowną sumę z rachunku oszczędnościowego, zęby czek miał pokrycie. Po kilku miesiącach na rachunku oszczędnościowym mieli nieco ponad czterdzieści tysięcy dolarów. Złapałam za siatki
- Postawmy to na stole.
-Nie wiem kiedy będę- i poszłam się szybko przebrać i wyszłam.
Raptowne wyjście kompletnie mnie oślepiło. Wiele ludzi z miasta, a także po za tą miejscowością, chętnie zajmuje się sprawami sąsiadów. Wiec wyruszyłam do ogrodu. Nie musiałam iść daleko. Obszerny otoczony murem dom. Pogrążona byłam w rozmyśleniach. Weszłam na podwórze. Było to podwórze pełne zieleni niezwykle czysto utrzymane. Po jednej stronie rosły wielkie, stare wierzby, po drugiej wyniosłe topole. Nie poniewierał się tam żaden zabłąkany patyk czy kamyk, bo gdyby było inaczej pewno bym to zobaczyła. Można było dosłownie jeść z ziemi bez obawy. Wejściowe drzwi były olbrzymie i ciężkie. Zbite z masywnych i dziwnie pociętych desek, były poprzebijane wielkie, żelazne gwoździe z metalu. Odeszłam i zwróciłam się ku furtce w żywopłocie, wciąż myślałam o ogrodzie w którym nikt nie był od kilkunastu lat. Ciekawa byłam , jak wygląda i czy są tam kwitnące kwiaty. Po przejściu furtki znalazłam się w rozległych ogrodach. Z drugiego ogrodu wyszedł mężczyzna od razu mnie rozpoznał.
- Jak się podoba.
- Przepiękne są te ogrody.
Doszłam do końca ścieżki przez następne zielone drzwi. Tam znów mury, warzywa, kwiaty i drzewa. Pomyślałam że nic nie mam do roboty przez resztę wakacji wiec postanowiłam tu przychodzić.
- Jesteś tu- zawołał mężczyzna.
Ogrodnik zwrócił się ku sadowi i zaczął pogwizdywać cichutko i łagodnie. Nie mogłam pojąć, jak taki szorstki człowiek mógł umieć tak ładnie wabić. Usłyszałam cichy odgłos lotu w powietrzu. Były to ptaszki które usiadły na murze i zaczęły ćwierkać. Miałam myśl że ptaszki są bardzo oswojone.
- One przylatują, gdy je zawołasz? - zapytałam.
- A jak! Poznałem już te łobuzy.
- A co to za ptaszki?
- Nie wie panienka? To zwykle wróbelki to najmilsze ptaszki pod słońcem. Przywiązują się do miłych ludzi.
Ptaszki dziobały, przystając od czasu do czasu i przyglądając się nam. Zdawało się, ze one patrzą na mnie ze szczególna ciekawością. Miałam dużo pytań by zadać je Bobowi, ale byłam zamyślona i zaciekawiona tajemniczymi zamkniętymi drzwiami. Przez cały miesiąc chodziłam tam codziennie.
Pięknego jesiennego ranka wyjrzałam przez okno, zobaczyć jaka jest pogoda. Po kilku tygodniach spędzonych na dworze mój apetyt stał się większy. Na owsiankę patrzyłam już obojętnie, a nie odsuwałam jej od siebie. Wzięłam łyżkę i jadłam aż się uszy trzęsły.
- Dzisiaj się uwinęłaś szybko.- rzekł Sam.
- Jakoś tak mi dzisiaj smakuje.- odparłam
- Ten ogród daje ci taki apetyt- rzekł- Ja też bym chciał w końcu go zobaczyć.
- To się ciepło ubierz i pójdziemy tylko szybko.
Z ukochanym miałam kontakt ale tylko telefoniczny. Mój ukochany miał dużo pracy wiec nie zawracałam mu głowy. Czasem potrzebowałam porozmawiać z nim o wszystkim i o niczym.. Chciałabym żeby był na miejscu ale co zrobić. Poczekam za nim ile trzeba.
Sam ubrał się ciepło wiec poszliśmy. Człapał się pomału wiec musiałam czasem go przytrzymać, bo w lesie są nierówne podłoże, a on o kuli. Ptaszek siedział na wierzbie, akurat zaczął swoja pieśń.
- To ten ogród.
- To bardzo dziwne- powiedział - ale tu jest ponuro.
- No jest jesień wiec wszystko trzeba przygotować na zimę.
Cały dzień prawie byliśmy na dworze a kiedy wieczorem zasiedliśmy do kolacji, poczuliśmy się bardzo głodni. Nie gniewał się już wcale na mnie, bo bezustannie gadał. Coś dziwnego bo słuchała go z przyjemnością. Po skończonej kolacji usiedliśmy przed ciepłym kominkiem.
- I co idziesz jutro ze mną czy nadal nie lubisz tego ogrodu?- spytałam.
- Z chęcią, ale jutro mama wyjeżdża i chciałbym ja odwieść- rzekł
Następny tydzień padał ulewny deszcz, wiec wyprawa do ogrodu nie była możliwa. Cały czas padało, a myślałam ze to najsłoneczniejsze miejsce na świecie.
- Co my będziemy robić gdy tak pada?- zagadał Sam.
- No zjemy śniadanie i pojedziemy do sklepu. - odparłam i puściłam oczko.
Mały był pod wrażeniem ze coś kombinuje. Pojechaliśmy droga przez las do ogrodu, ale ze dalej padało zapukaliśmy do drzwi, otworzył nam Bob, był zaskoczony nasza wizyta.
- Przyjechaliśmy w odwiedziny- powiedział Sam.
- Wchodźcie, wchodźcie. Strasznie pada- powiedział.
Ogrodnik zaczął trochę opowiadać o właścicielce która miała pierwsza ten dom. W tym czasie jej ojciec wybudował ten ogród, w którym teraz mamy zajedzie na słoneczne dni. Mężczyzna pozwolił nam trochę pobuszować po pokojach. Otworzyliśmy drzwi, wyszliśmy na korytarz i zaczęło się długie wędrowanie. Korytarz był bardzo długi. Drzwi i tylko drzwi bez końca. Na ścianach dużo rożnych obrazów. Najwięcej chyba pejzaży, lecz też były portrety mężczyzn, kobiet i dzieci. Nie wiedzieliśmy czego mamy się spodziewać. W każdym pokoju było sporo obrazów. Ciotka i Sam sprzedali dom i wprowadzili się do nas. Byłam szczęśliwa ze mam młodszego brata. Zawsze chciałam mieć rodzeństwo. Była już zima, trochę czas szybko leciał.
Następnego dnia obudziłam się i usiadłam na łóżku. Spojrzałam nieprzytomnie w okno, przez które wlewał się potok jasnego światła odbijającego się od śniegu, ale żaluzje były zasunięte. Przez chwile nie mogłam sobie przypomnieć gdzie ja jestem. W pierwszy, momencie przeszedł mnie rozkoszny dreszcz, po czym wróciłam mi świadomość. Jestem w domu. Jednym susem wyskoczyłam z łózka i podbiegłam do okna. Podciągnęłam żaluzje, które zaskrzypiały niemiłosiernie.Widok był zaskakująco piękny. Myślałam czy iść dzisiaj do ogrodu trochę pomóc Benowi. W drzwiach stał Sam i przyglądał mi się ze zdziwieniem.
- Cześć- powiedział
- Ale mnie wystraszyłeś.
- Co będziesz dzisiaj robić?
- Pewno pójdę Benowi trochę pomóc, idziesz ze mną?- spytałam
- Jasne.
Nigdy nie widziałam go tak radosnego i szczęśliwego z powodu jakiegoś ogrodu. Przez cała zimę chodziliśmy pomagać, a to podpieprzać, przynieść drewno i takie małe prace.
W końcu idzie wiosna. Przyszła odpowiedz na moje opowiadania. Chce wydać książkę wiec muszę jeszcze trochę nad tym popracować żeby im się podobało, a to wszystko dzięki Samowi.
Byłam szczęśliwa ze wszytko idzie tak jak po mojej myśli, tylko Kamil z daleka ode mnie.
- Jak tam idzie praca przy ogrodzie?- spytała mama.
- Dobrze, teraz wiosna się zaczyna wiec będzie dużo kwiatów i dużo pracy.- odparłam
- Dzięki temu ogrodowi Sam zaczął regularnie jeść i spać, a my kiedy będziemy mogły go zobaczyć? - spytała cioci
- Kiedy będziecie chciały?- zapytał Sam
- Juto możemy iść z wami?
- Jasne! Tylko że dla was pracy nie będzie.
Byliśmy pod wrażeniem że chcą nam pomóc i przy okazji Bobowi, bo był starszy i a dużo pieniędzy też nie miał żeby tylko kupować kwiaty i inne sprzęty. Następnego dnia mama i ciocia pojechały i kupiły dużo nasion, cebulek i narzędzi. I dobrych smakołyków.
Wysokie mury ogrodu były okryte bezlistymi pnączami, tak gęstymi, że nie było widać muru. Róże były dobrze przykryte więc nie zmarzły. Ziemia była pokryta jeszcze śniegiem.
- Jak tu cicho!- wyszeptały obie
- To jest moja mama Evi a to ciocia Mery, uparły się ze chcą pomóc. Kupiły nasiona i inne rzeczy.
- Tak? Dziękuje bardzo za to. Tam są już maleńkie kiełkujące krokusy albo pierwiosnki - powiedział Ben.
Ciocia rozmawiała z Bobem o tym żeby ten ogród pokazać ludziom i zarobić z tego pieniądze. Ciocia znała się trochę na pisaniu artykułów do gazety lub do internetu. My z Samem zrobiliśmy dróżkę wiodąca przez las, to nam wyszło, byliśmy zadowoleni.
Mama, ciocia i Bob sprzątali wszystkie pokoje. Okazało się ze obrazów jest bardzo dużo. Znawca wycenił obrazy i okazało się ze niektóre na przykład jakaś kobieta z dzieckiem jest najcenniejsza. Bob był zadowolony ze może pokazać komuś ogród . Nie musi go sprzedawać.
Było dużo chętnych do obejrzenia ogrodu. Pierwszego dnia było kilka tysięcy osób, byliśmy zachwyceni że aż tyle. Wtedy mógł zatrudnić dobrych ogrodników bo już miał z 60 lat.
- Dziękuję wam kochani że pomogliście mi we wszystkim- odparł Bob
- Ludzi jest coraz więcej i prawie wszystkie obrazy już sprzedaliśmy.
- Dzień dobry - odparł wysoki mężczyzna
zdziwieni odwróciliśmy sie.
- Dzień dobry, w czym możemy pomóc?- spytał Sam
- Szukam właściciela tego ogrodu- mężczyzna był bardzo przystojny, od razu wpadł mamie w oko
- Tak. To jest mój ogród.
- Ciesze się że mogę poznać pana, dużo opinii jest o tym ogrodzie. Chciałbym go kupić- odparł
- Przykro mi ale ona nie jest na sprzedaż.-stanowczym glosę odparł staruszek.
Rozmawialiśmy dłuższą chwile. Obok furtki stanęła kobieta z 12 letnim chłopcem, a ona miała możne 35 lat. Nie wiem dokładnie. Trzymała w obu rękach ciężkie walizki. Z oczu popłynęły jej łzy. Szła z wielkim wysiłkiem. Koniec płaszcza wydawał się wilgotny. Przystanęła obok fontanny, głęboko wciągnęła powietrze po czym znowu ruszyła dalej.
Pokonała ostatni odcinek dzielący ją od bramy. Bob patrzył na nią tak jakby zobaczył ducha.
- O mój Boże! Czy to ty ? Nic Pani się nie zmieniła.
To przecież ona była właścicielka ogrodu, staliśmy talk i popatrzyliśmy na siebie.
- Dzień dobry. Wildze ze otworzyłeś ogród dla ludzi. Znajdzie się jeden pokój dla nas?- zapytała
- Jasne.
Tego dnia było dużo odwiedzających, zachwycali się wszystkim. Bob cały czas siedział w bibliotece z ta kobieta , a młody zaczął bawić się z tym chłopczykiem Kalosem.
Zmęczona poszłam przez las do domu. Myślałam onim kiedy wróci, kiedy znów go zobaczę. Pomyliłam drogę i nie w tym kierunku szłam ale doszłam do tajemniczego jeziora, co kiedyś siedziałam z Bartkiem. Usiadłam na pisaku i myślałam.
Spojrzałam i widziałam ze słońce przedziera się przez chmury. Przepełniło mnie niezwykłe uczucie, jakby całkiem obce, a z drugiej strony dobrze znane. Jakaś mewa zabłądziła. Uniosłam muszle, przyłożyłam ja do ucha i usłyszałam leciutki szum. W tym samym momencie przypomniały mi się chwile spędzone z nim.
- Co do pogody, to mamy szczęście, a ty miałaś po nocy nie chodzić po lesie sama.- powiedział
Ucieszyłam się ze w końcu przyjechał.
- Na prawdę ciesze się ze już wróciłeś.- odparłam i przytuliłam się do niego.
Był taki przystojny, niewiarygodnie przystojny! Oczy lśniły mu najczystszym blaskiem. Westchnęłam, całkiem oszołomiona. Był tu obok, Najprawdziwszy!
- Nie ma nic lepszego od wody- oświadczyłam.
- Kwiaty dla pięknej dziewicy- roześmiał się i wyciągnął zza pleców bukiet czerwonych kwiatów. Róże.
- Kupiłeś kwiaty dla mnie? -zawołałam - Dziękuje.
Wciągnęłam świeży zapach kwiatów
- Och ! -zawołałam i zarumieniła się z zakłopotania- nie wolno ci pytać o takie rzeczy, a jak już chcesz wiedzieć tak jestem dziewicą.
Przeszyło mnie spojrzenie ciemnych oczu. Pochyliłam głowę, ale on od razu ujął moja twarz w obie dłonie i uniósł ku sobie. Nie próbowałam się wyrwać z jego rąk, ale trzymał mnie mocno. Nie przejmował się wcale moim zakłopotaniem.
- Odmówisz mi?
- Jak mogłabym odmówić- odparłam- ale przyjdzie czas na to wiec chciałabym po mojemu to zrobić.
- Wiec chciałabyś?- zapytał
Pogłaskał mnie delikatnie kciukiem po policzku. Jego bliskość wprawiła mnie w oszołomienie. Jego delikatne, czułe opuszki palców wzniecały we mnie morze zmysłów.
- kocham cię- odparłam i wtedy pocałował mnie namiętnie.
Szlak!
Musiał zadzwonić ten pieprzony telefon, akurat teraz. Mama martwiła się o mnie.Wiec odwiózł mnie do domu. Gdy szłam już spać, ustałam przy oknie i marzyłam. Musnęłam wargi palcem. Jak w ogóle się czułam, gdy on mnie pocałował?
Na samą myśl o tym poczułam coś dziwnego w okolicach pod brzuszka i zadrżałam z radości. Gdy zamykałam oczy, potrafiłam bez trudu przywołć każdą rysę jego twarzy. Intensywnie ciemne spojrzenie spod ciemnej grzywki, która zawsze miał mocno na żelowana. Wyglądał jakby cały czas się uśmiechał albo był bliski śmiechu.Wpatrywałam się jak zaczarowana w jego czerwone usta, gdy coś mówił. Patrzyłam, jak gestykuluje całym ciałem, gdy coś opowiada. Potrafił mowić z wielkim zaangażowaniem, ale i słuchać uważnie kazdego mojego słowa. Opadłam na brzeg łóżka i zasnełam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz