Hej kochani:)
Jestem w szoku ze przez jeden dzień aż tysiąc osób zajrzało na mój blog. Dziękuję :)
Jednak podobają się moje wpisy.:) zapraszam do czytania i gorąco pozdrawiam :*
Kiedy się obudziłam dostrzegłam twarz Jego.W domu była cisza. W pewnym momencie odkryłam w sobie talent malarski najwyżej próby, ale szybko dałam sobie spokój. Schodziłam z pietra powoli. W głowie huczało mi od natłoku wrażeń. Myślałam że zaraz zemdleje i w tym samym momencie zrozumiałam, dlaczego mi tak słabo, przestałam oddychać. Zrób wdech, rozkazałam sobie, ale przez jedną straszliwą sekundę nie było żadnego efektu. Moja pierś pozostała płaska jak kartka zatrzaśnięta w książce, a kiedy wreszcie się uniosła, usłyszałam krztuszący kaszel. Wypchnęłam z płuc wciągnięte przed sekunda powietrze i zrobiłam kolejny wdech, już nieco mniej hałasowałam. Przed oczami moimi zawirowały czarne plamy, które po chwili zniknęły. Pomyślałam o Jasiu. Dobrze pamiętam twarz jego była mała i chuda. Włosów nie miał prawie wcale ale prześwitywały mu gdzie niegadzie jasne, rzadkie kosmyki. Pewnie zawsze upadał na zdrowiu. Ojciec był na rządowym stanowisku, wiecznie zapracowany. Uszykowałam się poszłam do szkoły. Powietrze w małej sali było niebieski od dymu, ponieważ wcześniejsza klasa robiła eksperymenty. Kama siedziała u szczytu stołu. Obserwowała swoich kolegów. Piecu chłopaków i jedna dziewczyna i w tym gronie był on uśmiechnął się do mnie i zobaczył niepokój w moich oczach. No własnie, oto kolejny problem. Gdy wszyscy zajęli miejsca, nauczyciel podszedł do mnie i się odezwał:
- Charlie idź do dyrektora.
Byłam bardzo zdziwiona, co chce ode mnie, przecież nic nie zrobiłam. Nie byłam zachwycona, żeby iść tam. Zapukałam i weszłam do środka.
- Mam dla Ciebie złe wiadomości, osiądź proszę.
- Co takiego?- zapytałam
- Dzwoniła twoja mama żeby zawiadomić i przekazać tobie, że jedzie do cioci Mary. Twój brat jest chory.
Ale jak to możliwe, krótko po urodzinach w październiku nabawił się suchego kaszlu, który nie chciał ustąpić. Ciocia pewno zaniepokoiła się. Gdy się podniosłam, nogi zupełnie odmówiły mi posłuszeństwa i potknęłam się i z płaczem wybiegłam na korytarz, oczywiście wpadając w ramiona jego.
- Jedziemy od razu, wiozłem twoje rzeczy.
Miał na sobie tylko obcisły szary podkoszulek z okrągłym dekoltem i długim rękawem. Pędziliśmy przez mgle z zawrotna prędkością. Czułam się nie co gorzej, niż zazwyczaj. Czekałam w napięciu aż się odezwie.
- Denerwujesz się?
- W tym cały problem ze nie wiem.
Zatrzymaliśmy się w mieście, najkrócej, jak się dało, starając się nie wzbudzać w innych podejrzeń.
- Jesteś głodna?
- Tak trochę, ale zjesz też coś?
- Ok.
Patrzyłam jak wysiada z samochodu i poszłam w jego ślady. Gdy zjedliśmy dostrzegłam że tą ulicą jeździ jednak dużo samochodów.Wskazówki zegara pokazywały pięć po trzeciej. Przejechaliśmy jeszcze ćwierć mili, minął zakręt i zobaczyliśmy jeszcze drogę. Kiedyś za drzew pokazał się dom ciotki. Mama wyszła nam na powitanie.
- Zamartwiałam się, gdy dyrektor mi wszystko powiedział.
- W porządku. Nie przejmuj się już jest dobrze- odparła.
- A gdzie jest mały? -spytałam
-W szpitalu, możemy od razu pojechać do niego.
Dziesięć minut później byliśmy już wszyscy na miejscu. Tak się złożyło, że z gabinetu doktora wyszła ciocia. Mały no już nie ze taki mały jak pamiętam, miał 11 lat. Wyglądał na zdrowego jak nigdy w życiu. Gdy mnie zobaczył zaczął się cieszyć. Dostrzegłam że nie ma prawej nogi, a z pod piżamy wystaje kikut.
- Cześć Charlie- zawołał
- Cześć maluchu- powiedziałam i go ucałowałam - Jak się czujesz?
-Dobrze tylko teraz nie będę mógł grać w piłkę.
W czasie naszej rozmowy weszła pielęgniarka, podała termometr małemu, zmierzyła puls.
- A teraz zobaczymy kikut.- uprzedziła
- Tylko lekko.
- Postaram się.
Usiadł wyprostowany na łóżku, chwycił mnie jedną dłonią za ramie.
- Boli? -spytała pielęgniarka
- Nie.
- W porządku. Nie odwracaj głowy, patrz prosto. a czujesz moją dłoń?
-Tak. Lekki nacisk.
- A teraz?
- Też, dalej tak samo?
- Możesz już spojrzeć.
Spojrzeliśmy, jedna dłoń pielęgniarki dalej spoczywała na łóżku, a druga trzymała w kieszeni. Daleko od kikuta.
- Oj-mruknął
- Nie przejmuj się, doznanie fantomowe to normalna rzecz po amputacji. Zaczęło mnie tylko zastanawiać tempo gojenia. i brak bólu
Sam długo spał. Kupiłam na jednej ze stacji koszyk ze śniadaniem, w którym był kurczak. Chleb z masłem i gorąca herbata. Deszcz padał bardziej zawzięcie niż przedtem. A na dworze każdy był ubrany w płaszcz.Lśniące i ociekające od deszczu. Mały siedział i rozkoszował się swoja herbata i kurczakiem. Zjadł dużo i po czy, zrobił się senny i zasnął a jak siedziałam i przyglądałam się kikutowi. Nie budząc go wyszłam. Po opuszczeniu parkingu szpitalnego, podziwiałam widoki, minęłam kościół, domek w rodzaju okna wystawowego z zabawkami, słodyczami i jeszcze z rozmaitymi przedmiotami na sprzedaż. Później wjechałam w zakręt i prosta droga do domku cioci. Po cichu weszłam do domu, usłyszałam jak rozmawiają ze sobą, że Samowi się pogorszyło.
- Powiedzcie mi co jest małemu?- krzyknęłam
-Skarbie miał raka,ale chyba ma przerzuty na płuca - odparła mama.
W taki sposób dowiedziałam się co jest. Po otrzymaniu odpowiedzi poszłam do pokoju. Wzięłam długopis i kilka kartek. Udało mi się wreszcie wyrzucić z siebie te wszystkie smutki, moje wspomnienia i koszmary. Dochodziła czwarta nad ranem, zwinęłam kartki i wsadziłam je w plastikowa okładkę. Ja już lepiej się czułam po tym wszystkim.Ciocia jednak się pomyliła mały był zdrowy, przerzutów nie było jak za sprawą czarodziejskiej różdżki zniknęły. Mały też się czuł dobrze, wiec został wypisany do domu.
Jestem w szoku ze przez jeden dzień aż tysiąc osób zajrzało na mój blog. Dziękuję :)
Jednak podobają się moje wpisy.:) zapraszam do czytania i gorąco pozdrawiam :*
Kiedy się obudziłam dostrzegłam twarz Jego.W domu była cisza. W pewnym momencie odkryłam w sobie talent malarski najwyżej próby, ale szybko dałam sobie spokój. Schodziłam z pietra powoli. W głowie huczało mi od natłoku wrażeń. Myślałam że zaraz zemdleje i w tym samym momencie zrozumiałam, dlaczego mi tak słabo, przestałam oddychać. Zrób wdech, rozkazałam sobie, ale przez jedną straszliwą sekundę nie było żadnego efektu. Moja pierś pozostała płaska jak kartka zatrzaśnięta w książce, a kiedy wreszcie się uniosła, usłyszałam krztuszący kaszel. Wypchnęłam z płuc wciągnięte przed sekunda powietrze i zrobiłam kolejny wdech, już nieco mniej hałasowałam. Przed oczami moimi zawirowały czarne plamy, które po chwili zniknęły. Pomyślałam o Jasiu. Dobrze pamiętam twarz jego była mała i chuda. Włosów nie miał prawie wcale ale prześwitywały mu gdzie niegadzie jasne, rzadkie kosmyki. Pewnie zawsze upadał na zdrowiu. Ojciec był na rządowym stanowisku, wiecznie zapracowany. Uszykowałam się poszłam do szkoły. Powietrze w małej sali było niebieski od dymu, ponieważ wcześniejsza klasa robiła eksperymenty. Kama siedziała u szczytu stołu. Obserwowała swoich kolegów. Piecu chłopaków i jedna dziewczyna i w tym gronie był on uśmiechnął się do mnie i zobaczył niepokój w moich oczach. No własnie, oto kolejny problem. Gdy wszyscy zajęli miejsca, nauczyciel podszedł do mnie i się odezwał:
- Charlie idź do dyrektora.
Byłam bardzo zdziwiona, co chce ode mnie, przecież nic nie zrobiłam. Nie byłam zachwycona, żeby iść tam. Zapukałam i weszłam do środka.
- Mam dla Ciebie złe wiadomości, osiądź proszę.
- Co takiego?- zapytałam
- Dzwoniła twoja mama żeby zawiadomić i przekazać tobie, że jedzie do cioci Mary. Twój brat jest chory.
Ale jak to możliwe, krótko po urodzinach w październiku nabawił się suchego kaszlu, który nie chciał ustąpić. Ciocia pewno zaniepokoiła się. Gdy się podniosłam, nogi zupełnie odmówiły mi posłuszeństwa i potknęłam się i z płaczem wybiegłam na korytarz, oczywiście wpadając w ramiona jego.
- Jedziemy od razu, wiozłem twoje rzeczy.
Miał na sobie tylko obcisły szary podkoszulek z okrągłym dekoltem i długim rękawem. Pędziliśmy przez mgle z zawrotna prędkością. Czułam się nie co gorzej, niż zazwyczaj. Czekałam w napięciu aż się odezwie.
- Denerwujesz się?
- W tym cały problem ze nie wiem.
Zatrzymaliśmy się w mieście, najkrócej, jak się dało, starając się nie wzbudzać w innych podejrzeń.
- Jesteś głodna?
- Tak trochę, ale zjesz też coś?
- Ok.
Patrzyłam jak wysiada z samochodu i poszłam w jego ślady. Gdy zjedliśmy dostrzegłam że tą ulicą jeździ jednak dużo samochodów.Wskazówki zegara pokazywały pięć po trzeciej. Przejechaliśmy jeszcze ćwierć mili, minął zakręt i zobaczyliśmy jeszcze drogę. Kiedyś za drzew pokazał się dom ciotki. Mama wyszła nam na powitanie.
- Zamartwiałam się, gdy dyrektor mi wszystko powiedział.
- W porządku. Nie przejmuj się już jest dobrze- odparła.
- A gdzie jest mały? -spytałam
-W szpitalu, możemy od razu pojechać do niego.
Dziesięć minut później byliśmy już wszyscy na miejscu. Tak się złożyło, że z gabinetu doktora wyszła ciocia. Mały no już nie ze taki mały jak pamiętam, miał 11 lat. Wyglądał na zdrowego jak nigdy w życiu. Gdy mnie zobaczył zaczął się cieszyć. Dostrzegłam że nie ma prawej nogi, a z pod piżamy wystaje kikut.
- Cześć Charlie- zawołał
- Cześć maluchu- powiedziałam i go ucałowałam - Jak się czujesz?
-Dobrze tylko teraz nie będę mógł grać w piłkę.
W czasie naszej rozmowy weszła pielęgniarka, podała termometr małemu, zmierzyła puls.
- A teraz zobaczymy kikut.- uprzedziła
- Tylko lekko.
- Postaram się.
Usiadł wyprostowany na łóżku, chwycił mnie jedną dłonią za ramie.
- Boli? -spytała pielęgniarka
- Nie.
- W porządku. Nie odwracaj głowy, patrz prosto. a czujesz moją dłoń?
-Tak. Lekki nacisk.
- A teraz?
- Też, dalej tak samo?
- Możesz już spojrzeć.
Spojrzeliśmy, jedna dłoń pielęgniarki dalej spoczywała na łóżku, a druga trzymała w kieszeni. Daleko od kikuta.
- Oj-mruknął
- Nie przejmuj się, doznanie fantomowe to normalna rzecz po amputacji. Zaczęło mnie tylko zastanawiać tempo gojenia. i brak bólu
Sam długo spał. Kupiłam na jednej ze stacji koszyk ze śniadaniem, w którym był kurczak. Chleb z masłem i gorąca herbata. Deszcz padał bardziej zawzięcie niż przedtem. A na dworze każdy był ubrany w płaszcz.Lśniące i ociekające od deszczu. Mały siedział i rozkoszował się swoja herbata i kurczakiem. Zjadł dużo i po czy, zrobił się senny i zasnął a jak siedziałam i przyglądałam się kikutowi. Nie budząc go wyszłam. Po opuszczeniu parkingu szpitalnego, podziwiałam widoki, minęłam kościół, domek w rodzaju okna wystawowego z zabawkami, słodyczami i jeszcze z rozmaitymi przedmiotami na sprzedaż. Później wjechałam w zakręt i prosta droga do domku cioci. Po cichu weszłam do domu, usłyszałam jak rozmawiają ze sobą, że Samowi się pogorszyło.
- Powiedzcie mi co jest małemu?- krzyknęłam
-Skarbie miał raka,ale chyba ma przerzuty na płuca - odparła mama.
W taki sposób dowiedziałam się co jest. Po otrzymaniu odpowiedzi poszłam do pokoju. Wzięłam długopis i kilka kartek. Udało mi się wreszcie wyrzucić z siebie te wszystkie smutki, moje wspomnienia i koszmary. Dochodziła czwarta nad ranem, zwinęłam kartki i wsadziłam je w plastikowa okładkę. Ja już lepiej się czułam po tym wszystkim.Ciocia jednak się pomyliła mały był zdrowy, przerzutów nie było jak za sprawą czarodziejskiej różdżki zniknęły. Mały też się czuł dobrze, wiec został wypisany do domu.
4 komentarze:
Dobre sa te rozdzialy. Sama to piszesz napisalas? Z kad takie pomysly masz. O tym psie, o tym chłopaku? Ciekawa jestem co bedzie dalej... I czekam z niecierpliwością :) podziwiam ciebie za takie pisanie. I za te prace wczesniejszych postach. A ta kolorowa poduszka jest rewelacyjna...
Tak sama pisze. Wymyslilam prawie wszystko. Czesc jest troche z zycia, ale to dopiero bedzie dalej. No postaram sie jak najszybciej cos wrzucić :) i ciesze sie podobaja prace. Pozdrawiam
No fajne:) to masz bujna wyobraznie? Mi nawet kawalka by sie nie udalo tak napisac. Zazdroszczę.
No bujna to jest. Dlatego troche wymyslam. :)
Prześlij komentarz