Hej kochani nowy rozdział. Jak ten czas leci. Już po świętach.. Pewnie czekaliście na nowy rozdział wiec jest już:) Pozdrawiam i zapraszam do czytania i wcześniejszych postów zapraszam :*
Kilka dni później byłam z Ingrid w domu. A reszta rodziny poszła na zakupy. Po świętach pomyślałam o Bobie.
- Może weźmiesz trochę jedzenia i zaniesiesz je Bobowi., bo znając życie to nikt tego nie zje. Mama za dużo zrobiła
- Dobrze- odparła i uśmiechnęła się
Ingrid ubrała się. Włożyła kilka warstw i grubą kurtkę. Wzięła koszyk w rękę.
- Zaraz wracam- rzuciła i z trzaskiem zamknęła drzwi. Poszłam do kuchni żeby zrobić coś do picia.
Po chwili zobaczyłam jak dziewczyna idzie. Ostrzegałam ją że w styczniu lód nie jest pewny...
Pod gładką, kapryśna tafla znajduje się mnóstwo zdradliwych rowów! Co ona robi?
Nagle stało się to, czego się obawiałam. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nawet nie zdążyłam jęknąć. Zobaczyłam jak lód pęka pod jej ciężarem jak upada i zostaje wessana do lodowatej wody. Koszyk który niosła w reku, zatoczył łuk w powietrzu i potoczył się kilka metrów od wyrwy. Wszystko co widziałam to ramiona, które wymachiwały starając się czegoś uchwycić. Po chwili wyłonił się jej tułów. Założyłam tylko buty i wybiegłam z domu.
- Weź line i chodź ze mną- zawołałam szybko do Sama.
Dzięki Bogu akurat byli przed domem.
- Ona nie umie pływać - łkała mama.
- Utopi się- krzyknął Sam
- Zrób tylko co powiedziałam
- Ale ty jesteś w ciąży. Uważaj na .....
- Pośpiesz się- przerwałam Samowi.
Przerażenie malowało się na twarzy mamie, ale szybko odzyskała panowanie nad sobą. W końcu cały dom był postawiony do działania.
W krótkim czasie dotarłam do jeziora, ale przez głowę zdążył mi przejść najróżniejsze myśli.Bez mojej pomocy Ingrid byłaby skazana na śmierć, bo nic nie wskazywało na to, żeby jej się udało wydostać z lodowatej wody. Grube ubranie nasiąknęło woda i zrobiło się ciężkie, po za tym Ingrid wychłodziła się i penie straciła przytomność z powodu lodowatego zimna i wstrząsu. Sam i mama przybiegli i płakali. Przyspieszyłam kroku. Wkrótce dostrzegłam Ingrid uczepiona lodu. Widać było ze nie na długo starczy jej siły. Blada twarz służącej zwrócona była ku niebu. Jeżeli uda mi się ją uratować, pomyślałam w desperacji. Co będzie z dzieckiem.
- Ingrid- krzyknęłam ze strachu- Ingrid!
Jezioro było nagie i puste. Ingrid nie było już widać. zniknęła pod woda.
- Sam- zaczęłam- Pod żadnym warunkiem nie wolno wam wchodzić na lód, nie wolno wam iść za mną. Za nic na świecie.
Sam dygotał ze strachu
-A co jeśli ty też wpadniesz?- chwyciłam go za ramie i uporczywie patrzyłam mu w oczy.
- Wtedy musisz próbować mnie wyciągnąć na powierzchnie za pomocą liny. Rozumiesz?
Lód trzaskał, jakby protestował przeciwko temu, ale zagryzłam żeby i próbowałam poruszać się tak lekko, jak to tylko możliwe. Niezdecydowana zatrzymałam się czy rzeczywiście lód wytrzyma ciężar mojego ciała. Mocno zacisnęłam powieki i nie byłam wstanie ich otworzyć, dopóki docierały do moich uszu trzaski lodu. Teraz widziałam ciemna, wypełniona loda rozpadlinę. Gdy pochyliłam się w przód. Ingrid naprawdę walczyła o życie!. Na krawędzi lodu widać było wyraźnie ślady paznokci. Biedaczka używała paznokci by wczepić się jak najmocniej, ale niestety nie znalazła oparcia. Uderzyło we mnie lodowaty chłód wody. Nie miałam pojęcia jak zdołam się zsunąć w głąb rozpadliny. Zawiązałam line wokół piersi i i sprawdziłam czy węzeł dobrze trzyma. Wciągnęłam powietrze do płuc możliwie jak najwięcej i przygotowałam się na to, że za moment pochłonie mnie lodowata otchłań. Gdy zderzyłam się z powierzchnią wody, Słyszałam jedynie swój krzyk. Zaparło mi dech w piersi. Gorączkowo machałam rekami, by wydostać się z uścisku mrozu i lodowatej wody, która otaczała mnie. Zanurkowałam jak najgłębiej. Do samego dna. Nagle na dnie coś zamajaczyło. Zebrałam ostatnie siły i zbliżyłam się. Zobaczyłam bladą, wykrzywioną twarz Ingrid. Złapałam ją. Wydawała się teraz niezwykle lekka. kiedy moja głowa znalazła się ponad powierzchnie. Z bólem chwytałam powietrze w płucach. Paliło niemiłosiernie. Zebrałam resztkę siły by wypchnąć ja na krawędź lodu.
- Ciągnijcie!- krzyknęłam cieniutkim głosem
Nie miałam już siły. Wszystko czego pragnęłam to położyć się tuż obok białego, przemarzniętego policzka Ingrid. Żeby tylko odrobinę odpocząć.
Zanim jednak zapadłam w przyjemną drzemkę, poczułam ze ktoś ostrożnie wyciąga mnie z wody. Mroźny wiatr kąsał przez ubrania.
- Charlie! Słyszysz mnie?
-Ta-a-ak- wydusiłam cichy i obojętnym głosem.
- Musisz wnieść ja do domu- zażądała mama
Sam ostrożnie wziął Ingrid na rękę i zaniósł do domu. Wszystko co mógł teraz zrobić to rozebrać ja i starannie owinąć ciepłą kołdrę. Mama dzwoniła do lekarza żeby szybko przyjechał. Doktor przybył w chwili kiedy Sam ściągał ubranie z Ingrid, a teraz siedział i starannie wycierał ja miękkim lnianym ręcznikiem.
- Proszę nie wchodzić- pospiesznie rzekł.
Mama skinęła głową. Sam wycierał ja i stanął w nogach łóżka. Lekarz wziął blada dłoń i trzymał w swoich rekach.
- Czy mógłbyś określić jak bardzo zimna była woda?
- Nie - odparł Sam- Mamy przeciecz środek stycznia. Lód był bardzo kruchy, co wskazuje na to ze woda ogrzewa się powoli w słońcu.
- A jak długo mogła przebywać pod woda?
Sam odchrząknął żeby oczyścić głos.
- Jakieś piec do dziesięciu minut.
- A co z ubraniem? Miała na sobie dużo rzeczy?- zapytał lekarz
- Tak- powiedział- Miała gruby wełniany sweter, polar i kurtkę.
- To dobrze, że była tak ciepło ubrana- - ucieszył się doktor- Czuje że oddycha ale bardzo ledwie.
- Bardzo pana proszę, niech pan zrobi wszystko co pan może by ja uratować!
Lekarz popatrzył na Sama.
- Zrobię co w mojej mocy.
Po zbadaniu Ingrid lekarz oznajmił ze jest wszystko w porządku i niech leży w łóżku.
stanął zdumiony kiedy do niego zadzwoniła mama.
- Charlie ona ratowała Ingrid. Źle z nią.- powiedziała mama.
- co pani wygaduje- wykrzyknął wstrząśnięty.
Po chwili Wpadł do kuchni, bliski paniki. Miał wrażenie ze w kuchni unosi się zapach zdenerwowanych, przerażonych ludzi.
- Sam - wyszeptał- Czy to rzeczywiście prawda? Czy ona się utopiła?
- Spokojnie. Charlie żyje. Gorzej z Ingrid.
- to tragedia, ale powiedz co się właściwie stało?
- Lód załamał się pod Ingrid, kiedy miała iść do Boba, żeby zanieść mu jedzenie. Charlie próbowała ją ratować na czas wrócić. Wiec wyciągnęliśmy obie z wody.
Długo stałem oniemiały, w końcu jednak szok zaczął ustępować miejsce głębokiemu zatroskaniu.
- ja.. Ja bym bardzo chciał zobaczyć Charlie
- Idź na górę jest w moim pokoju. - odparł Sam.
Oddychałem z trudem. Bezradnie pocierałem palcem czoło. Przerażony zbliżyłem się do łóżka. Wyglądała jakby umarła. Poczułem że płacz dławi mnie w gardło.
- Kochana moja- szepnąłem pieszczotliwie.
Wolno usiadłem na krawędzi łóżka i czule dotknąłem jej szczupłej, białej reki. Długie palce były zimne, podniosłem każdy z nich do ust i chuchając, próbowałem je rozgrzać. Nieoczekiwany promień słońca wpadł przez okno.
*** Dzień z życia mamy:)
Miałam wrażenie że kamień na grobie Wiliama lśni, kiedy przywiązałam konia do ogrodzenia cmentarza. Ten grób był o łatwo znaleźć. Przez pierwsze lata po jego śmierci przyjeżdżałam tutaj nie zależnie od pory roku i dnia. Często nawet w nocy. Czasem nie miało znaczenia, czułam że muszę tu przyjechać. Bywało, że miałam chęć tłuc pięściami w nagrobny kamień, aby wyładować agresje. Usunęłam przegnie liście i drobne gałązki. Ogarnęłam delikatnie śnieg z kiełkujących przebiśniegów i krokusów.
- Czy ty wiesz Wiliamie, że nasza córka walczy o życie. Córka której tak bardzo pragnęliśmy, która jest do ciebie taka podobna, ze jej widok sprawia mi ból. Proszę ciebie nie zabieraj mi jeszcze jej. Nie mam dla kogo żyć. Tylko mam ja i dziecko które rośniej w niej. Byś był zadowolony z zięcia i wnuczki.
Rzuciłam ostatnie spojrzenie na inskrypcje nagrobna. Wstałam i pojechałam do domu.
Bałam się o moją córkę i wnuczkę. Co by było jak by nie przeżyły. Bym nie miała dla kogo żyć. Całe szczęście że żyją. Moje małe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz